Hunter S. Thompson – Lęk i Odraza w Las Vegas

|September 12, 2008|literatura|2

Hunter S. Thompson

Doczekałem się w końcu pierwszego polskiego wydania powieści Huntera S. Thompsona “Fear and Loathing in Las Vegas”. Większość zapewne kojarzy jej ekranizację “Las Vegas Parano”, z Johnnym Deppem (odjechany Raoul Duke) i Benicio Del Toro (nie mniej odjechany doktor Gonzo).

Dla tych co nie widzieli krótko: doktor nauk dziennikarskich i jego adwokat w szaleńczej podróży do Las Vegas w poszukiwaniu “amerykańskiego snu”, w samochodzie po brzegi wyładowanym wszelkimi rodzajami narkotyków i używek jakie zna świat, na ciągłym haju. I to wszystko w okolicach roku 1971 w Erze Nixona, czyli wiecie rozumiecie.

Hunter S. Thompson to niezwykle barwna postać, guru amerykańskiego dziennikarstwa, twórca nowego stylu w reportażu zwanego “Gonzo”, w którym autor osobiście angażuje się w opisywane przez siebie zdarzenia, dodaje subiektywne opinie i nie boi się używać kiczu jako środka artystycznego wyrazu. Tak właśnie pisał Thompson, reporter takich gazet jak The New York Times, Rolling Stone Magazine i Playboy. Był ikoną amerykańskiej kontrkultury lat 60., ze swym nieodłącznym papierosem w długiej lufce, przeciwsłonecznymi okularami na pół twarzy i charakterystycznym kapeluszem. Kto kojarzy kreację Johnny’ego Deppa w “Las Vegas Parano” lub Billa Murray’a w “Tam wędrują bizony” (“Where the Buffalo Roam” z 1980 roku), ten wie o czym mówię. Thompson był także miłośnikiem broni palnej. Jego ulubionym rewolwerem był Smith & Wesson, model 29 kaliber 44 Magnum. Właśnie z takiej broni Hunter S. Thompson odebrał sobie życie 20 lutego 2005 roku, w wieku 68 lat. Jego prochy zostały wystrzelone z armaty przy dźwiękach “Mr. Tambourine Man” Boba Dylana.

Chwała wydawnictwu Niebieska Studnia za książkę “Lęk i Odraza w Las Vegas”. Chwała przede wszystkim dwóm tłumaczom: Marcinowi Wróblowi oraz Maciejowi Potulnemu, za genialną (nie przesadzam) robotę. Soczysty, krwisty język Thompsona nie stracił nic a nic w ich tłumaczeniu. Czyta się to znakomicie, płynie się ze strony na stronę przez całą powieść. Kto zna styl pisania Thompsona ten wie, że było to wielkie wyzwanie, któremu Panowie sprostali. Całości dopełniają wspaniałe rysunki Ralpha Steadmana. Czekamy na więcej, ja z niecierpliwością czekam na polskie wydanie “The Rum Diary” (ponoć ekranizacja już w 2009 roku).

Jeśli mowa o filmach, to w tym roku ukazał się dokument poświęcony Hunterowi S. Thompsonowi zatytułowany “Gonzo: The Life and Work of Dr. Hunter S. Thompson“.

2 Comments do tego wpisu:

  1. Marceli Szpak pisze:

    Dzięki za recenzję, cieszę się, że książka weszła. A na ciąg dalszy szanse są nawet spore:)
    M.W.

  2. Mężczyzna fatalny - William S. Burroughs - tapczan.info pisze:

    […] William S. Burroughs w tym czasie uzależniał się coraz bardziej od opiatów, jego partnerka natomiast wciągnęła się w amfetaminę oraz benzedrynę. Jak widać towarzystwo artystycznej bohemy nie należało do najzdrowszych. Burroughs zaczął mieć coraz poważniejsze konflikty z prawem, został m.in. skazany za podrabianie recept na morfinę. Z czasem musieli uciekać przed policją do Meksyku w związku z podejrzeniami o handel narkotykami. Tam, podczas jednej z mocno zakrapianych imprez, dochodzi do tragedii. Burroughs popisując się swoimi strzeleckimi umiejętnościami, prosi Vollmer, aby ta postawiła sobie na głowie szklankę z ginem. Chce być jak szwajcarski bohater narodowy William (Wilhelm) Tell, który zestrzelił z kuszy jabłko z głowy własnego syna. To co udało się jednemu Williamowi w XIV wieku, nie udaje się Williamowi A.D. 1951. Burroughs śmiertelnie rani Joan Vollmer w głowę. Dziewczyna umiera w wieku 27 lat. Tak na marginesie – fascynacja bronią wśród ikon amerykańskiej kontrkultury jest czymś wartym zbadania – patrz Hunter S. Thompson. […]