Apetyt na życie

|September 24, 2008|muzyka|1

Z The Beatles została już tylko połowa składu, z Pink Floyd zmarł ostatnio Richard Wright. Stonesi żyją wszyscy, jednak przy bohaterach tego artykułu, są co najwyżej smarkaczami. The Zimmers – czyli w wolnym tłumaczeniu Balkonikarze – to obecnie najstarsza grupa muzyczna świata. Jej nazwa świadczy o znakomitym poczuciu humoru i dystansie do tego, co robią. Jakakolwiek polemika jest niepotrzebna, skoro główny wokalista liczy sobie 91 lat, a najstarszy członek to wciąż aktywny zawodowo studwuletni hydraulik. Średnia wieku całej grupy to 80 lat. Wielu zapewne chciałoby w ogóle dożyć takiego wieku, ale na pomysł żeby w tym czasie rozpocząć karierę wpadli tylko oni.

The Zimmers to zespół, który założono dopiero w 2007. Wszystkim zarządził przypadek. Dokumentalista BBC – Tim Samuels pracował nad filmem o starzeniu się i społecznymi konsekwencjami z tym związanymi. Spotykając ludzi niejako wyłączonych z życia wpadł na pomysł, aby nagrać piosenkę. Wybór padł na przebój grupy The Who „My generaton”. Trzech sprawnych instrumentalistów plus 40-osobowy zespół śpiewających staruszków – pamiętających jeszcze zapewne czasy króla Jerzego V – nagrywa piosenkę i teledysk.

Intencje nie były pewnie zbyt rozbuchane, ale szołbiznes to materia jednak nieprzewidywalna. Na serwisie Youtube klip bije rekordy popularności, a zasada mówiąca, że apetyt rośnie w miarę jedzenia nie traci na wartości nawet w takich przypadkach. Balkonikarze niedawno wydali debiutancki album „Lust for life”, czyli żądza życia. Wypełniają go covery m.in. Erica Claptona, the Beatles, ale też takich grup jak Prodigy czy Beastie Boys.

Swoją drogą, nigdy wcześniej nie widziałem grupy staruszków roztrzaskujących gitary o podłogę. Nawet jak są to gitary akustyczne, które z natury łatwiej unicestwić. To po prostu budzi respekt. Mają też do siebie szacunek i świadomość że pojawia się szansa wyrwania z letargu. Jesień życia nie musi być spędzona w zacisznych ścianach domu spokojnej starości. Wręcz przeciwnie, można jeszcze trochę pohałasować, pozdzierać gardło, zasmakować życia, jakiego się do tej pory nie smakowało.

Choć na sex, i  drugs raczej nie ma co liczyć, to rock’n’roll jak najbardziej. Gdy widzę 91-letniego mężczyznę krzyczącego, że ma zamiar umrzeć zanim się zestarzeje, wydaje się, że sytuacja wymknęła się spod kontroli jak James Bond wymyka się oprawcom. Robi się i śmieszno i straszno, ale szybko się prostuje. Masz tyle lat na ile się czujesz, tym frazesem wytartym jak spodnie Kurta Cobaina jak widać łatwo się zachłysnąć.

Po prawdzie The Zimmers to jedna z najbardziej afirmujących rzeczy, jakie w ostatnim czasie widziałem i słyszałem. O ile grupa The Who naraża się na śmieszność wykonując „My generation”, to The Zimmers bez zbędnych ceregieli wprowadzają widza w stan dobrego humoru. Zastanawiające, co czują członkowie Monty Python’a, kiedy ich absurdalny skecz o babuniach piekieł w niewiele zmienionej formie staje się niejako faktem.

Obecnie Balkonikarze grają koncerty promujące wydawnictwo, jednak przede wszystkim odnieśli bezapelacyjne zwycięstwo ze społecznym wyautowaniem. Za to należą się owacje na stojąco.

1 Comment do tego wpisu:

  1. Pozytywne wibracje « Nieumiejscowienie wymuszone pisze:

    […] Druga to My generation w wykonaniu The Zimmers, opisana chwilę temu na tapczan.info: […]