Ladytron w klubie Studio
Michał Wojtas|October 17, 2008|koncerty|
Biedne, opuszczone, dzieci świętej pamięci elektroklesza. W sobotę będziecie mogły powrócić myślami do tłustej końcówki lat 90 i powspominać kilka pierwszych lat wieku XXI. W Klubie Studio zagra i zaśpiewa kwartet Ladytron kontynuujący (częściowo) tradycje waszego ulubionego gatunku. Na scenie dwie panie, dwaj panowie, białe klawisze, czarne klawisze, gałki, pokrętła, pedały, błyskające diody, kilometry kabli i… gitary – wszystko gwarantowane. Początek (p)o godzinie 20.
Na Ladytron musiał się prędzej czy później natknąć każdy kto przechodził chwilowe zauroczenie lub nadal słucha muzyki: Kittin, Chicks on Speed czy Feliksa Housecata. To zespół który potrafił zebrać inspiracje z Niemiec, Detroit, Nowego Jorku, zmieszać z synthpopem, muzyczną i wizualną stylistyką lat 80 i sprzedać z dużym sukcesem. Sprzedać nie znaczy w tym przypadku że źle. Ladytron ma swój styl, słucha się go z reguły dobrze – a w ramach czteroalbumowej dyskografii zespołu każdy ma prawo wybrać sobie ulubioną pozycję, która najbardziej jej/mu odpowiada stylistycznie. Ja najbardziej lubię Light&Magic.
Co jest charakterystyczne dla Ladytron? Z jednej strony słodkie wokale, z drugiej brzmienie oparte o moogi i korgi, typowo electroclashowe, surowe, sample, poza tym melodyjność i wyczucie momentu na zmianę rytmu, ostatnio też dużo przepuszczonego przez elektronikę basu. Można ich umieścić między Nine Inch Nails a Talking Heads, albo między Kraftwerk a Miss Kittin and the Hacker, albo jeszcze w centrum wielu innych wpływów. Bardzo ważne jest to, że kompozycje i aranżacje nie są monotonne. Pozostają w charakterystycznym stylu, ale różnią się na tyle, by nie zmieniać płyty już po trzech kawałkach.
W czerwcu tego roku, po trzech latach przerwy, ukazał się kolejny album Ladytron – “Velocifero”. Można o nim powiedzieć, że jest bliski klasycznego brytyjskiego popu/elektro z końca lat 80 – Depeche Mode, New Order, Pet Shop Boys – niż trzy poprzednie. Więcej słychać na nim też gitary i basu – oczywiście pasujących brzmieniem do klawiszy – a także tradycyjnie brzmiącej perkusji. Kompozycje też są bardziej klasyczne i spokojniejsze – szczególnie w porównaniu z “604”. Nie jest to jakiś wielki krok naprzód ani też wstecz, po prostu przyzwoita płyta, dobra np. do samochodu. Najbardziej godny polecenia moim skromnym zdaniem jest kawałek “Deep Blue”, którego możecie posłuchać na profilu zespołu w MySpace. “Ghosts” promowany teledyskiem też wpada w ucho.
Promując “Velocifero” liverpoolski kwartet zjeździł już cały świat. Od początku tego roku zagrali już ponad 80 koncertów, za co nasuwa się słowo “szacunek”, tym bardziej że zawadzają też o Warszawę i Kraków. Mam nadzieję, że Studio będzie w sobotę wypełnione i zaoferuje odpowiednią atmosferę/akustykę. Mam też nadzieję że Ladytron zabrzmi na żywo przynajmniej tak dobrze jak z płyty.