Coil – Horse Rotorvator
Michał Wojtas|January 4, 2009|płyty|
Nazwa Coil pozostanie dla mnie chyba na zawsze związana z mistrzostwem w tworzeniu atmosfery niepokoju, grozy i uczuć trudnych do opisania słowami, z dźwięków, które osobno nie są związane z tego rodzaju klimatem. Mimo że znam już większą część z tego, co stworzył John Balance, nadal największe wrażenie robi na mnie ta płyta – pewnie dlatego, że poznałem ją jako pierwszą – nieco przez przypadek.
Pod względem użytych sampli, sposobu budowania kompozycji, „Horse Rotorvator” jest kontynuacją wydanej trzy lata wcześniej „Scatology” – debiutu Coil (?). Forma jest jednak nieco inna. Trudno oprzeć się wrażeniu, że większość utworów na tej płycie powiązane są wspólnym tematem – śmiercią – z jej grozą i tajemniczością dla człowieka.
Atmosfera zbudowana jest głównie za pomocą przekształconych dźwięków gitary, perkusji i skrzypiec. Do tego twórcy dodali jeszcze całe mnóstwo odgłosów otoczenia – bardziej lub mniej rozpoznawalnych, co tylko dodaje utworom tajemniczości. W pewnym momencie mamy do czynienia z dźwiękowym pandemonium, w innym – przez głowę „przechodzi” nam orkiestra pogrzebowa czy weselna, w jeszcze innym dziecko śpiewa ludową piosenkę. Wszystko to tworzy jednak spójną całość – jak dziwnie by to nie zabrzmiało.
„Horse Rotorvator” ma dla mnie dwoisty klimat. Z jednej strony kilka utworów kojarzę ze złotym słońcem Italii, plażami, falami Morza Śródziemnego, dziedzictwem wspaniałej cywilizacji rzymskiej i brudnymi zaułkami włoskich miast. Atmosfera pozostałych nasuwa mi na myśl średniowieczny sposób widzenia życia, pojmowania religii, strzeliste katedry pełne cienia i benedyktynów rozmyślających (tak jak w najbardziej znanej powieści Umberto Eco) o mądrości i boskich planach wobec człowieka.
Szczególnie przedostatni utwór – „The Golden Section” budzi u mnie bardzo żywe skojarzenia ze średniowieczem, a dokładnie z drzeworytem „Czterej jeźdźcy Apokalipsy” Albrechta Duerera. Słuchając słów towarzyszących muzyce (wypowiadanych nota bene przez narratora wielu filmów dokumentalnych poświęconych sztuce), widzę śmierć, zarazę, głód i wojnę, których tak bardzo obawiali się mieszkańcy średniowiecznej Europy. Balance doskonale wiedział, czym jest synestezja i ten utwór tylko potwierdza wnioski, jakie można wyciągnąć z wielu innych płyt Coil. Jedenasty utwór jest kulminacją „Horse Rotorvator”, wielkim obrazem, w którym slowa tworzą jedność z dźwiękami i towarzyszącym im wyobrażeniom.
Inne kompozycje, na które przede wszystkim należy zwrócić uwagę to: „Ostia”, „Blood from the Air” i „Who by Fire” (cover Lehonarda Cohena potraktowany z dużą swobodą).
March 25th, 2009 at 12:06 am
Who by fire nie jest przypadkiem Leonarda Cohena ;)?
March 26th, 2009 at 1:48 am
Rzeczywiście, powinien być Cohen a nie Dylan. Poprawiam. Dzięki za pomoc.