Ministry – The Mind is a Terrible Thing to Taste
Michał Wojtas|January 4, 2009|płyty|
Trzeci album Ministry to już efekt ewolucji, która zmieniła nie do poznania zarówno instrumentarium, styl śpiewania jak i wygląd Ala Jourgensena. Może ktoś kto go zna powie, że to chwyt marketingowy, ale ja wątpię. Chyba raczej jest to element szerszego ruchu muzyków łączących elektronikę z gitarami. Żeby daleko nie szukać, w tym samym miesiącu ukazał się pierwszy album Nine Inch Nails, który jak nic innego przyczynił się do rozpowszechnienia industrialu wśród szerszej widowni.
Ta płyta w porównaniu z „Pretty Hate Machine” jest znacznie mocniejsza. Mało słychać na niej sampli, dominują gitary i perkusja/perkusje. To efekt współpracy Jourgensena z Paulem Barkerem, który obok niego był drugą najważniejszą postacią w zespole. W nagraniu brał tez udział Kevin Ogilvie, odpowiedzialny za sukces Skinny Puppy. Noże nie jest to jeszcze brzmienie przypominające metal, raczej chwilami punk i może trochę noise kapel takich jak Scratch Acid czy Big Black.
Teksty są już typowe dla twórczości Ministry i generalnie wszystkich zespołów industrialowych – czyli ból, cierpienie, samotność, ludzie są wstrętni etc. Najlepszy kawałek to chyba „Thieves” z punkową gitarką i punkowym rytmem perkusji. Warto też zwrócić uwagę na „Breathe” i „So What”, które już bardzo przypomina to, co fani Ministry mogli usłyszeć trzy lata później.