Rok 2008 w płytach.

|January 4, 2009|muzyka|5


Podsumowań nadszedł czas. Zestawieniem dwudziestu najbardziej interesujących płyt około-rockowych zaczynamy krótki cykl artykułów podsumowujących rok 2008.

W mijającym roku nie było specjalnie żadnego cudu, niespodziewanego zwrotu, tudzież kamienia milowego, który pchnąłby muzykę nowe tory. To kolejny rok utwierdzający wydawców, krytyków, jak i odbiorców w świadomości nieuchronnej zmiany podejścia do muzyki jako produktu, odfizycznienia jej i odnalezienia właściwego miejsca w wirtualnym świecie internetu. Sam nie bardzo wierzę w szumnie zwiastowaną śmierć nośnika CD, jednak pogłębiający się spadek sprzedaży płyt jest niestety faktem. Płyta stanie się pewną niszą, fetyszem dla garstki. Niech każdy z nas odpowie sobie na pytanie ile płyt kupił w mijającym roku?

Wracając do sedna – rok 2008 nie przyniósł niczego, co utrwaliło by go w świadomości ludzi kochających muzykę, jako wyjątkowy. Oczywiście mieliśmy kilka solidnych debiutów z gatunku ‘nie odkrywających Ameryki’, kilka ‘powrotów w dobrym stylu’, nadal trwała eksploracja lat osiemdziesiątych. Dusząca się muzyka gitarowa nadal czeka na kolejną ‘rewolucję’ ustępując pola eksperymentatorom eksplorującym wszelakie pogranicza. Rok 2008 to także odważniejszy zwrot w kierunku estetyki folkowej.

Postarałem się wyłowić kilka godnych polecenia tytułów, które z krótkim komentarzem prezentuję w kolejności niekoniecznie przypadkowej.

20. M83 – Saturdays = Youth
M83 to gigantyzm/monumentalizm zakorzeniony w latach 80-tych. Mimo oczywistych nawiązań do tej estetyki (My Bloody Valentine? Cocteau Twins?) nie odbiera się  tej muzyki jako kalki.

19. The Magnetic Fields – Distortion

Ciekawostka. Beach Boys’owe podejście do piosenki w połączeniu z groteską.
Sprawdźcie ‘Too Drunk To Dream’ i ‘California Girls’ .

18. The Raconteurs – Consolers Of The Lonely
To zapis kolejnych przygód Jack’a White’a na dzikim zachodzie. Niezwykle zgrany kwartet, kombinujący ciągle przy przykurzonej estetyce lat siedemdziesiątych.  Dopóki im to wychodzi jak na tej płycie, nie mam nic przeciwko temu..

17. British Sea Power – Do You Like Rock Music

Płyta byłaby przeciętna, gdyby nie jeden z daleka widoczny szczyt – ‘Waving Flags’.


16. Kings Of Leon – Only By Night
Czwarta, najbardziej dojrzała płyta amerykanów, którzy ponoć bardziej znani są w Europie niż w kraju ojczystym. Świetny wokal, zgrabne kompozycje i  podskórnie ukryty smutek, nawet w pozornie pogodnych kompozycjach.


15. Sigur Rós – Med sud i eyrum vid spilum endalaust
Mówi się, że to najweselsza płyta Sigurów w ich karierze. Może to i prawda, ale fakt który cieszy najbardziej to odświeżenie brzmienia, z zachowaniem tej  unikalnej magii ich muzyki.


14. Dan Le Sac vs. Scroobius Pip – Andels
Płyta jednego wielkiego hiciora – THOU SHALT ALWAYS KILL.
Ciekawa postmoderna i brawa za produkcję!
.

13. Cut Copy – In Ghost Colours
Australijscy electropop-dance-punkowcy zabierają nas w wycieczkę po dyskotekach lat osiemdziesiątych. Momentami jest na prawdę fajnie (‘Hearts On Fire’, ‘So  Haunted’, ‘Lights And Music’)

12. Mogwai – Hawk Is Howling
Stanie w miejscu jest zdecydowanie o wiele lepsze, niż robienie kroku wstecz. Szkoci już chyba niczym nie zaskoczą, więc pozostaje nam dalsze poznawanie  eksplorowanej przez nich niszy. Polecam ‘Batcat’ i ‘The Sun Smells Too Loud’.

11. The Streets – Everything Is Borrowed
Mike Skinner nieco odświeżył brzmienie i skomponował jeden z najfajniejszych imprezowych kawałków od czasu ‘Hey Ya’ Outcast – ‘Heaven For Weather’. Za to  należy się miejsce w podsumowaniu.

10. Spiritualized – Songs From A&E
Spiritualized to już klasa dla siebie. Utożsamiani z monumentalnym space-rockiem, na najnowszej płycie skłaniają się bardziej w stronę modnego folkowania.  Długa, przemyślana, rozbudowana instrumentalnie płyta.

9. Bon Iver – For Emma, Forever Ago
Bon Iver to solowy projekt Justin’a Vernon’a, który potwierdza silną pozycję nurtu indie-folk  w ostatnim czasie. Urzekająca, melancholijna, niezwykle  minimalistyczna płyta. Kompozycja ‘Skinny Love’ na długo zostaje przynajmniej w głowie.

8. TV On The Radio – Dear Science
Kolejna dobra płyta TOTR. Wielu twierdzi że najlepsza. Tym albumem zespół ugruntował  swoją markę i bezsprzecznie potwierdza oryginalność swego brzmienia.  Może stawianie ‘Dear Science’ w jednym rzędzie z ‘Ok Computer’ to lekka przesada, ale bez wątpienia mamy tu do czynienia z płyta wybitną.


7. Tapes’n Tapes – Walk It Off
Jedna z tych płyt, gdzie każda piosenka jest dobra. Klasyczny rock’n’roll, dużo melodii, i huśtawki nastrojów. Gdzieś w tle czuć ducha Pixies.
Sprawdźcie  ‘Hang Them All’ i ‘Blunt’.

6. Fleet Foxes – Fleet Foxes
Indie-folkowi debiutanci ze Seattle. Stonowana, melodyjna, wciągająca płyta. Na pewno gdzieś Wam się obiło o uszy ‘White Winter Hymnal’. Jeśli nie, to  koniecznie sprawdźcie w zestawie z aurą za oknem.

5. Pivot – O Soundtrack My Heart
Zespół bardzo świeży i praktycznie jeszcze nie znany w Europie. Tak eklektyczną muzykę zwykło się ostatnio wrzucać do szuflady z napisem ‘nowe brzmienia’, i  tam właściwie znajduje się większość wydawnictw z Warp Records. Pivot to coś pomiędzy Holy Fuck i Battles. Leży gdzieś mniej więcej w połowie.

4. Vampire Weekend – Vampire Weekend
Najbardziej optymistyczna płyta 2008 roku, bez dwóch zdań. Ciepła, miła, w sam raz na letnie wieczory z drinkiem na balkonie. Brzmienie szufladkowane jako  afro-pop nasuwa także skojarzenia z Police – za sprawą charakterystycznej barwy głosu wokalisty. Album wypełniony jest właściwie samymi potencjalnymi  przebojami. Polecam szczególnie ‘Mansard Roof’, ‘Walcott’, czy ‘Oxford Comma’.

3. Portishead – Third
Długo wyczekiwane wydawnictwo legendy bristol sound. Grupa zatrzymała wszystko to co najlepsze w dotychczasowych produkcjach, otwierając nieco drzwi z  napisem ‘eksperyment’.


2. MGMT – Oracular Spectacular
Debiut roku 2008? Dwójka nowojorczyków serwuje nam set 10 zgrabnie skrojonych piosenek, które równie dobrze mogłyby  powstać trzy dekady temu. Współeczna aranżacja i wysmakowana produkcja, mimo nieco nierównego materiału, robi bardzo dobre wrażenie. Album niesie ze sobą  kilka sporych szlagierów, jak choćby ‘Kids’, ‘Time To Pretend’ czy „Electric Feel’.

1. Beck – Modern Guilt
Fantastyczny powrót awangardzisty i weterana lo-fi. Tym zwykłym-niezwykłym albumem zaskoczył chyba  większość światowej krytyki. Lekka, przemyślana, pyszna melodycznie i bogata aranżacyjnie  płyta (Orphans, Walls, Chemtrails). Niby wszystko już gdzieś było, niby  jest tu znany nam Beck (‘Volcano’), ale w tym wykonaniu i przy świetnej produkcji brzmi niezwykle przekonująco i świeżo.

5 Comments do tego wpisu:

  1. Aśika pisze:

    Dla mnie praktycznie CD już nie żyje (chociaż kupiłam 3, żadnego tu nie ma ;d), czekam z niecierpliwością na jakiś sensowny polski sklep z mp3. O niebo wygodniejsze, zwłaszcza jak nie ma się kolekcjonerskich upodobań ani odpowiedniego odtwarzacza.

  2. borek pisze:

    no fajnie, mógłby cały tapczanowy team sie podsumować muzycznie. Jestem ciekawy szczerze mówiąc.

  3. niki pisze:

    nie bardzo rozumiem określenie lo-fi w stosunku do Becka. może bardzo wczesne nagrania to było lo-fi, ale późniejsze cechuje raczej rozbuchana produkcja studyjna (chociaż tak sprytnie zrobiona, że czuje się ducha garażowości). Ale fajnie, że tak doceniliście Modern Guilt, bo to świetna płyta

  4. smoua pisze:

    słowa ‘weteran lo-fi’ sugerują ze chodzi o przeszlosc. ale faktycznie prawdą jest że na nowej płycie wspomnianą garażowość czuć. lo-fi rulz

  5. Atomowy Korzeń pisze:

    “Third” u mnie tez wysokooo. Tyle że dwa oczka wyżej 🙂 Słuchałem na okrągło jak tylko dorwałem. Jak dla mnie najlepszy powrót XXI wieku.