Frank Zappa – Hot Rats

|January 19, 2009|płyty|1

Frank Zappa - Hot RatsIle płyt nagrał Frank Zappa tego zapewne nie wiedziałby sam Frank Zappa. Ogólnie najbliżej prawdy będziemy jeśli powiemy – kilkadziesiąt. To, że był to artysta płodny nie trzeba specjalnie nikogo przekonywać, nikogo kto chociaż przez chwilę fascynował się jego działalnością. „Hot Rats” to płyta, która ukazała się w 1969 roku, a był to rok w istocie niezwykły dla historii muzyki i świata.

Przede wszystkim jest to nietypowa płyta Zappy. Niewiele na niej gadania, śmiechów, muzycznych żartów, cytatów. Nie ma charakterystycznej na poprzednich płytach atmosfery satyry i pastiszu. Jest za to mnóstwo świetnych motywów i wpadających w ucho melodii oraz porywających instrumentalnych fragmentów, w tym genialnych solówek Franka Zappy, w końcu jednego z najlepszych gitarzystów na świecie. Słysząc słowo „solówka” nie wpadajcie w panikę i nie gaście przeglądarek, nie mam tutaj na myśli żadnych naskalnych wypocin. Nie ma wiochy. Frank Zappa grał jak nikt inny i jego styl jest niepowtarzalny, a słucha się tego naprawdę znakomicie mimo upływu lat. Muzykę z „Hot Rats” możnaby określić ogólnym terminem jazz rock, który jednak nie załatwia całkowicie sprawy. W nagraniu albumu brało udział kilkunastu wybitnych muzyków. Na płycie znajduje się 6 utworów, a całość trwa 47 minut. Dominują długie kompozycje instrumentalne, a krótka partia wokalna w wykonaniu Captain Beefhearta pojawia się zaledwie w jednym utworze („Willy The Pimp”).

Płytę rozpoczyna utwór „Peaches en Regalia”, bardzo melodyjny, bogaty aranżacyjnie, z kapitalnym fragmentem pojawiającym się w 1 minucie i 46 sekundzie, fragmentem powalającym mnie za każdym razem. Kolejno na płycie znajdziemy ponad 9 minutowy „Willy The Pimp”, z rozbudowaną solówką Franka Zappy i świetną grą całej sekcji. Dalej równie długi „Son of Mr. Green Genes” z wpadającym w ucho na zawsze motywem (ostrzegam!), ale tak jest z większością utworów na płycie. Na miejscu czwartym krótki trzyminutowy kawałek „Little Umbrella” z pięknymi melodiami przywodzącymi na myśl twórczość Krzysztofa Komedy (Ależ Tak!). Dalej dochodzimy do „The Gumbo Variations”, ponad 16 minutowej improwizacji wokół głównego tematu, świetny jazz, rewelacyjna trąbka, genialna gitara, perkusista bez spiny, czysty żywioł, energia, wszystko. Ostatni na płycie „It Must Be a Camel” rozpoczyna się jak wiele ostatnich na płycie utworów. To pięć minut pożegnania, napisów końcowych, podziękowania za wysłuchanie albumu, pozdrowień dla rodziny i przyjaciół, polecania się na przyszłość.

Puenta. Autor chciał nam pokazać, że potrafi nagrać świetny album na poważnie. Można nie znać dogłębnie twórczości Franka Zappy, ale Hot Rats znać trzeba. Koniec puenty.

1 Comment do tego wpisu:

  1. Marek pisze:

    Bardzo dobra recenzja. Dodam tylko, że w pożegnalnym “It must be..” na skrzypcach gra sam Jean Luc Ponty. Płyta wydana przez RYKO jest nienaganna technicznie, jak cała seria Zappy tej wytwórni.
    To zdecydowanie najlepsza płyta Zappy. Mogę polecić także Waka Jawaka i Grand Wazoo. Wcześniejsze płyty Zappy z lat 60-tych to psychodelia dla pasjonatów lubiących wgryzać się w dziwaczność. Późniejszych nie znam.
    Puenta II: Zappa to doskonały i wszechstronny muzyk , płyta Hot Rats – kanon jazz rocka. Zero komercji. Tylko dla orłów. Koniec puenty I.