Erik Truffaz w Polsce

|February 17, 2009|koncerty, muzyka|4

Czasami trudno stwierdzić czy to On jest taki dobry, czy to zespół nadrabia za leadera. Nierówny, ale ewidentnie oczekiwany i co najmniej inspirujący. Erik Truffaz i jego powalający kwartet wystąpią w piątek 20 lutego podczas Bielskiej Zadymki Jazzowej.

Płyty „The Down” (1998 rok) i „Bending New Corners” (2003 rok) z gościnnym udziałem zhipisiałego rapera Nya to już właściwie klasyki. Obydwa wydawnictwa ukazały się nakładem Blue Note i przeniknęły do środowisk, które niekoniecznie interesują się jazzem na co dzień. Nie dziwota. Perfekcyjne brzmienie nawiązujące do najlepszego okresu elektrycznego Davisa w połączeniu z przeciągiem jaki wywołał drum’n’bass i hip-hop to u Truffaza Mont Blanc. Nastrojowymi balladami już tak nie porywa.

Brzmieniem swojej trąbki wzbudza szacunek. Jest odrębny. Prawda. Swoim amelodycznym podejściem na tle perfekcyjnie zharmonizowanego składu czasami drażni. Nie zmienia to faktu, że jego muzyka to dla mnie jeden z najczęstszych punktów odniesienia. Słuchając solówek Patricka Mullera na pianie można zrozumieć, co to znaczy frazować bez popisu i ze smakiem, a od perkusisty Marca Erbetty można się dowiedzieć, jak poddać się drum’n’bassowej inspiracji i zachować jazzowy charakter instrumentu. To nie cyrk i kuglarstwo pod publiczkę, to Francja elegancja.

Erik Truffaz, 20 lutego, g. 20.00, Klub Klimat, Bielsko-Biała (Centrum Handlowe Sfera); bilety w cenie 70 złotych. Trasę z Krakowa do Bielska-Białej pokonuje się samochodem w niespełna 2 godziny. Dla odważnych afterparty. Zagrają Dj Dusty – Jazz & Milk (Niemcy) oraz Dj Igor Boxx – Skalpel (Polska).

4 Comments do tego wpisu:

  1. Maciek Pietrzyk pisze:

    Obecność obowiązkowa. Już sprzedałem monitor…

    poizo…dro,..w.i..eniaa. ..

  2. Maciek Kozłowski pisze:

    Maćko, twój monitor był wart 70 zł? Jestem pod wrażeniem.
    Dozoba na miejscu…

  3. Maciek Kozłowski pisze:

    Znamy już zwycięzcę w kategorii rozczarowanie roku!

    … and the winner is… Erik Truffaz.

    Przaśny fusion jazz, zero werwy, nawet zero poszukiwań. Kilka dobrych fragmentów i morze nudy. Jedyne co się wybiło to brzmienie, ale już niespecjalnie gra, Patrica Mullera.

    Jeśli ktoś szuka głównego winowajcę, to pokażę palcem, perkusista Alberto Malo, który zamienił na boisku Erbettę. Uśmiechał się przednio, grał z energią i uczniacką prostotą, żeby nie powiedzieć prostactwem.

    Panowie dorżnęli przede wszystkim to za co zdobyli przed kilku laty uznanie, brzmienie łączące jazz z nowymi rytmami. Poza fajną dubowo-regową wstawką po starych pomysłach nawet śladu nie zostało. Chyba lepiej by było gdyby nie grali starych numerów i od razu zaprosili publiczność do klaskania w rytm muzyki, do tego się ostatecznie ten koncert sprowadził.

  4. Łukasz Lembas pisze:

    Dobrze, że monitora nie sprzedałem…