NADJA

|June 13, 2009|koncerty|1

Rok szkolny się kończy, rok akademicki też. Ligi piłkarskie na finiszu, to i sezon klubowych koncertów także. W klubie Re jednak zakończenie w iście miażdżącym stylu. W najbliższą środę kanadyjski duet NADJA udowodni, że wolniej i ciężej grać się już chyba nie da.

Kiedy dotarła do mnie wieść, że Nadja będzie w Krakowie myślałem że chodzi o naszą tapczanową przyjaciółkę, hulającą po Polsce jak wiatr po polu. Jak sie okazało Nadja to także kanadyjski zespół. Dokładniej duet, choć w składzie też jest kobieta. Podobno też są przyszłością rocka. Krakowski koncert będzie też ich pierwszym z czterech występów w Polsce.

Przy próbach opisania muzyki duetu pojawiają się takie terminy jak drone, doom, noise, ambient metal a nawet shoegaze! Szkoda się głowić kto ma więcej racji. Zwłaszcza, że sami muzycy gmatwają sprawę. Gdy wymieniają swoje główne inspiracje padają takie nazwy jak Swans, My Bloody Valentine, Coil czy Big Black. Okazuje się, że wymienione inspiracje słychać w niełatwym daniu serwowanym przez kanadyjczyków.

Jednym w głównych założeń drone metalu jest próba połączenia ciężkości heavy metalu z przestrzenią ambientu, nie zapominając o noise’owym brzmieniu gitar a’la Steve Albini. To właśnie jest najbardziej niezwykłe w tej muzyce. Dwuznaczność objawiająca się przez porażająco ciężkie, ślimaczące się riffy niepostrzeżenie  przepoczwarzające się w ambientowe abstrakcje. Efektem końcowym jest doskonale zapełniona przestrzeń.

Cały ten drone metal to przede wszystkim muzyczny eksperyment. Gatunek, który tak naprawdę się dopiero rodzi, brak zdecydowanych liderów nurtu choć od kilku dobrych lat jego rola staje się coraz bardziej znacząca, a słuchacze przyjmując do świadomości, że drone metal to jeden z wyznaczników przyszłości zarówno rocka jak i metalu (pamiętajmy jednak, że chodzi o metal szlachetny, cytując za Jarkiem Szubrychtem) zachłystują się nie bez przyczyny zespołami w rodzaju Earth, Sunn O))) czy właśnie Nadja.

Co do Swans, to coś jest na rzeczy, bo ich lidera określa się mianem ojca chrzestnego gatunku. Na równi z Neurosis. Ojca chrzestnego dobrze mieć, a takiego jak Michael Gira – tym bardziej. Zważywszy że ten, wykazał się wysoką kulturą osobistą i chrześniaka sie nie wyparł, choć krzywi się gdy nazywany jest prekursorem. Osobiste nieporozumienia i dywagacje odłóżmy więc na bok. Tak czy inaczej, powiem na koniec: można jechać na Open’er obejrzeć po raz kolejny Placebo i zobaczyć czy przybyło Panom zmarszczek od ich ostatniej wizyty. Może jednak lepiej w klubie Re zobaczyć na własne oczy, jak hartuje się stal.

Nadja + Thisquietarmy (Kanada)

17 czerwca 2009, godz. 19:30

Klub RE, ul. Św. Krzyża 4

1 Comment do tego wpisu:

  1. ex pisze:

    a wydawało się, że metal umrze z niewydolności gatunkowej, a tu proszę wciąż kolejne ścieżki rozwoju.