RZA – As Bobby Digital in Stereo

|June 15, 2009|płyty|1

RZA as Bobby Digital in StereoMiło czasem powspominać. Miło czasem pośmiać się z megalomanii, pompatycznych przechwałek i stereotypów. Pierwszy solowy album czołowej postaci Wu-Tang Clanu jest dobry do jednego i drugiego. Na dodatek płyta, której stuknęła już dekada, jest odprężająca i można do niej machać wielkim palcem u stopy – o ile nie brakuje nam dystansu do powiedzmy… wysoce abstrakcyjnych tekstów.

Bobby Digital to superbohater, który zajmuje się głównie fizyczną miłością z wszelkimi klasowymi kobietami wokół niego. Poza tym narkotyzuje się, jeździ sportowymi samochodami, urządza strzelaniny, a przede wszystkim pokonuje wrogów za pomocą opanowanych w najwyższym stopniu (dzięki oglądaniu telewizji) stylów kung-fu. Jest alter ego Roberta Diggsa, producenta stojącego za sukcesem Wu-Tang Clanu, który nigdy nie pali, nie pije, nie przeklina i jest skorym do wyrzeczeń wyznawcą islamu. W ciągu 21 kawałków na tej płycie słuchacz może poznać dobrze Bobby’ego i jego ideały oraz przyjaciół. Przede wszystkim jednak może posłuchać kompozycji typowych dla złotego okresu produkcji RZA – czyli narkotycznych pętli z perkusyjnych, klawiszowych i basowych sampli.

Album niestety jest nierówny – przede wszystkim pod względem tekstów. Jeśli przyjąć, że RZA jako raper radzi sobie całkiem dobrze w wymyślonej przez siebie konwencji, to zaproszeni przez niego koledzy niespecjalnie ją chyba rozumieją i nie sposób się oprzeć wrażeniu, że teksty piszą w studiu. Wyjątek można tu zrobić dla Ghostface’a, który swoich tekstów zapewne w ogóle nie pisał. W ogóle do wszystkich popisów wokalnych na tej płycie warto podejść z wielkim dystansem i raczej śmiać niż krytykować. Pod tym względem bardzo korzystnie na ogólną ocenę albumu i jego klimat wpływają przerywniki w różnych językach innych niż angielski – narzekania na jurność głównego bohatera po niemiecku i przede wszystkim wyrazy niemal religijnego kultu ze strony kobiet – po włosku, hiszpańsku i … w suahili.

Nierówność płyty słychać też w warstwie muzycznej. Chyba lepiej by bylo dla tej produkcji, gdyby RZA obciął listę utworów do powiedzmy 12-15. A tak mamy do czynienia z kawałkami p prostu słabymi – jak: “Kiss of a Black Widow”, “Handwriting on the Wall”, “Lab Drunk” czy “Aiwaves”. Na szczęście z drugiej strony skali są: “Unspoken Word”, “Bobby Did it (Spanish Fly)” czy “Daily Routine”, dla których warto posłuchać tej płyty. Szczególnie ostatni bym wyróżnił za oszczędność środkow i maksymalizację efektu – coś co autor tego albumu potrafił robić z wieloma utworami już znacznie wcześniej. “Domestic Violence” jest śmieszny tylko jeśli zastosuje się do niego jeszcze więcej wyrozumiałości niż do pozostałych.

“RZA As Bobby Digital in Stereo” nie jest płytą, którą większość fanów zaliczy do absolutnej klasyki Wu, takiej jak “Enter Wu Tang” czy “Only Built for Cuban Linx”. Już w czasach gdy wyszła, było widać rozpad tego kolektywu. Jak dla mnie, RZA wyszedł z niego cało, a jego pierwsze solowe dzieło trzyma swoją własną klasę. Poza tym miło powspominać.

1 Comment do tego wpisu:

  1. Prince Paul - A Prince Among Thieves | tapczan.info pisze:

    […] Volty. Ale takie nagrania powstają też w świecie rapu, na co dowodem jest choćby album “Bobby Digital in Stereo“. Kolejnym, a może pierwszym wśród równych jest powstałe w jeszcze dobrym 1999 roku […]