Czary mary

|July 22, 2009|film|1


Najnowsza ekranizacja przygód Harry’ego Pottera przypomina wagon kolejowy. Przechodzisz przez niego idąc dalej ku lokomotywie.

Jako fan książki właściwie nie mam na co narzekać. David Yates trzyma się grzecznie fabuły, obcinając to tu to tam, jednocześnie nie ryzykując starć z cierpliwością widzów, którzy książki nie przeczytali. Nie przejawia ambicji artystycznych, nie tworzy z filmu odrębnego dzieła. Inaczej było w przypadku ekranizacji części trzeciej przygód Pottera ( Harry Potter i Więzień Azkabanu), gdzie producenci powierzyli jej realizację młodemu Alfonsowi Cuarón (“I Twoją matkę też”). Obecnie, obok części czwartej (Harry Potter i Czara Ognia) zrealizowanej przez Mika Newella (“Cztery wesela i pogrzeb”) są uznawane za najlepsze ekranizacje, właściwie oddzielne dzieła, naznaczone ambitnym stylem obu reżyserów.

Niestety ambicje producentów przygasły. David Yets to solidny rzemieślnik, całkowicie przeźroczysty.  Szósta część przygód czarodzieja z blizną jest jako dobry serial, oglądasz z przyjemnością, ale po zakończeniu film,  wylatuje Ci z głowy jak kula z lufy pistoletu.  Główną siłą obrazu, i z pewnością również zapowiedzią finansowego orgazmu, jest właśnie to, że bez zarzutu warsztatowo obraz pozostawia niedosyt, oraz potrzebę wzięcia kolejnej dawki. A ta jak wiemy już się szykuje. I będzie podzielona na dwie części…

Harry Potter and the Half-Blood Prince (AKA Half-Blood Prince, The / HP and the HBP / HP6) (2009)produkcja: USA , Wielka Brytania gatunek: Familijny, Fantasy, Przygodowy data premiery: 2009-07-24 (Polska) , 2009-07-06 (Świat)reżyseria David Yates scenariusz Steve Kloves zdjęcia Bruno Delbonnel muzyka John Williams czas trwania: 153 dystrybucja: Warner Bros.

1 Comment do tego wpisu:

  1. mufka pisze:

    A mnie się bardzo podobał co było zresztą do przewidzenia biorąc pod uwagę nieodwzajemnioną miłość do świata stworzonego przez panią Joasię (do dzisiaj nie moge pogodzić się a faktem, że hogwartowa sowa nie odwiedziła mojego domu wieki temu kiedy miało się te 7,8 lat). Wspomniana kula z pistoletu w moim przypadku trafiła w sedno pozwalając na spędzenie 153 minut w błogiej nieświadomości istnienia jakiegokolwiek świata poza tym wyświetlanym na ekranie. Po to chodzę do kina 🙂