Butthole Surfers – Independent Worm Saloon

|September 23, 2009|płyty|0

Butthole Surfers - Independent Worm SaloonSiedziałem ostatnimi czasy w domu, myśląc o tym, jak to zmarnowałem kawał życia słuchając muzyki rockowej i uświadamiając sobie kryzys jaki nastał w moich relacjach z tym gatunkiem. I wtedy natrafiłem na płytę “Independent Worm Saloon” grupy Butthole Surfers. Ta muzyka jest jak psychoterapia, przypomina mi, czym dawno temu zauroczył mnie rock (w wersji bez skóry i cekinów).

Butthole Surfers z San Antonio w Texasie to zespół o którym z pewnością można mówić godzinami i pisać akapitami. Legenda rocka alternatywnego, punka, noise’u, niesamowite koncerty, energia, poczucie humoru. Gibby Haynes, Paul Leary, Jeff Pinkus i King Coffey dają radę już przez trzy dekady.

Wydany w 1993 roku szósty album Butthole Surfers trwa ponad godzinę i zawiera 17 numerów, z których większość to prawdziwe rockowe petardy (czy tak się mówi jeszcze?). Perkusja mocno biegnie do przodu, nasuwając mi miejscami motoryczne skojarzenia z grupą Girls Against Boys. Pierwsza połowa płyty to w zasadzie same singlowe numery ze świetnymi melodiami. Mocnym otwieraczem jest pierwszy numer “Who Was in My Room Last Night”, jednak dla mnie prawdziwą perełką jest utwór “Strawberry”. Coś w nim musi być skoro przesłuchałem go pod rząd jakieś 40 razy, co zdarza mi się bardzo rzadko.

Wszystko tutaj pachnie naturalnością, perkusja, gitary i przede wszystkim partie wokalne. Nie ma tej wszechobecnej we współczesnym rocku maniery i pozerstwa. Kawałki są szczerze zaśpiewane i miejscami wykrzyczane. Krzyk, jak powie Wam każdy psychoterapeuta, niczego nie rozwiązuje. Pozwala jednak nagrywać bardzo dobre płyty.

P.S. Warto dodać, że był to pierwszy album grupy wydany dla dużej wytwórni Capital Records, a jego producentem jest niejaki John Paul Jones.

Komentarze do tego wpisu są wyłączone.