Part Chimp – I Am Come

|October 10, 2009|płyty|0

Part Chimp - I Am ComeCo do jednego nie można mieć wątpliwości: ta płyta nie może się spodobać każdemu. Może się spodobać najwyżej jednej osobie na pięćdziesiąt a może na sto – która jest w stanie zaakceptować wysokie natężenie dźwięku na sekundę. Średnią pod tym względem Part Chimp ma wysoką, a momentami ociera się o górną granicę słuchalności.
Debiut Part Chimp w barwach Rock Action potwierdza, że pierwszą i najbardziej odczuwalną właściwością ich grania jest głośność. Otwierający go kawałek brzmi jakby pomyślany był jako zapora, ostrzeżenia dla tych, co nie lubią hałasu wynikającego z ustawienia wszystkich pokręteł wzmacniaczy na 10. Na szczęście potem hałas nie jest jednostajny, a już na trzeci i czwarty numer spada do niemal nieosiągalnego dla tego zespołu dna. Efekt jest bardzo udany – bo “Bubbles” i “Punishment Ride” udanie kontrastują z promującym tę wydaną w 2005 płytę singlowym “War Machine” i “Bring Back the “Sound” – największymi “hitami”w partchimpowej skali, które dają londyńczykom rozpoznawalność.

Part Chimp na tej płycie to na szczęście nie tylko hałas. Kompozycje są proste, ale porywające. Za ścianą gitar słychać prącą do przodu sekcję rytmiczną, która w “Fasto” czy “Bring Back the Sound” osiąga dobre efekty niezbyt wysublimowanymi środkami. Tim Cedar i Iain Hinchliffe czasem też rezygnują z produkowania drgań powietrza i tworzą gitarowy dialog. Płyta brzmi spójnie i solidnie – choć nie osiąga poziomu, który by mnie skłonił do słuchania jej na okrągło. Pozostaje tylko zobaczyć i usłyszeć ten zespół na żywo – bo wyobrazić sobie koncert Part Chimp można dość łatwo po przesłuchaniu “I Am Come”.

Porównań muzycznych może sobie każdy znaleźć z tą muzyką ile zechce. Mogą to być noise’owi klasycy (z wiadomych względów) czy Kyuss (przebasowanie), albo jak napisał recenzent Pitchforku “Part Chimp Fear Satan” (gitarowe murarstwo). Dla mnie przy pierwszym usłyszeniu ten zespół skojarzył się z odwiedzającymi Kraków regularnie chłopcami z Plum, największej chyba polskiej gwiazdy radosnego napierdalania. Do dyspozycji mają o jedna gitarę więcej, co daje im mośliwość budowania bardziej skomplikowanych kompozycji. Muszę przyznać, że nie przesadzają z komplikowaniem swoich utworów – także na tej płycie.

Testem na tolerancję tej płyty może być poniższy teledysk. Dzięki dobrodziejstwom YouTube każdy może ocenić siebie sam pod tym względem.

Part Chimp – War Machine

Komentarze do tego wpisu są wyłączone.