Part Chimp – Thriller

|October 14, 2009|płyty|0

Pierwsze dźwięki płyty “Thriller”, a ja się zastanawiam czy  przypadkiem w odtwarzaczu nie wylądowała płyta KYUSS – “Welcome to Sky Valley”. Niepewność trwa jakieś 15 sekund, a prowodyrem całego zajścia jest iście stonerowa konstrukcja riffu. Później jest już bardziej w stylu londyńczyków – noise’owo i cholernie ciężko, choć wcale nie tak daleko od legendy pustynnego rocka.

Nawiasem mówiąc, sądziłem też, że już bardziej nie zdołają zagęścić brzmienia, a jednak im się udało. Zaadoptowali basistę (obecnie basistkę) i próbują wgnieść słuchacza w ziemię. Bez ceregieli i ostrzeżeń. Z całym szacunkiem dla króla popu, ale londyńczykom zdecydowanie lepiej udało się oddać klimat płyty za pomocą tytułu niż jemu samemu. Ale do rzeczy…

Początek płyty to istny koszmar dla wielbicieli stonowanego i wygładzonego post-rocka. Dawka decybeli, przesterów i po raz kolejny specyficznej produkcji, jaką częstuje Part Chimp może przyprawić o skręty jelit, bóle brzucha i tym podobne nieprzyjemności. Dalej jest, ni mniej, ni więcej tylko porażająco jak na początku. Kolejne numery to jak kawalkada stalowych czołgów, przetaczających się spokojnie po moim całym ciele, choć zaczynają od uszu. Co istotne – to najlepiej brzmiąca płyta w ich dorobku. Zachowując lekko zdeformowane brzmienie, dzwięki są potężniejsze niż kiedykolwiek.

Oddech przynosi dopiero ósmy na płycie – “Super moody”, choć do czasu bo po trzech minutach z hakiem ponownie napotykamy na konkretny cios i automatycznie lądujemy na deskach. Inna sprawa, że taki tytuł w kontekście muzyki i tak jest dowodem na całkiem pocieszne podejście do kwestii tytułów.
To chyba najrówniejsza pod względem kompozycyjnym płyta, od początku do końca trzymająca słuchacza w szachu. Trzeba jednak pamiętać, że to płyta, której natężennie hałasu zniosą jedynie niektórzy. Płytę poleciłbym również osobom, które straciły niedawno pracę, bądź zostały złapane przez “canarinhos” za jazdę bez biletu. A tak poważniej – Mogwai zjeżdża do boksu, Part Chimp jedzie dalej…

Komentarze do tego wpisu są wyłączone.