Dominikana widziana z New Jersey

|November 3, 2009|literatura|0

Junot Diaz - Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao
Pisarze na emigracji często myślą tylko o jednym: opisaniu swojego kraju rodzinnego i jego ludzi. To ich klątwa, przed którą nie mogą uciec i przeznaczenie, któremu muszą ulec. Efektem takiej prawidłowości są “Szatańskie wersety”, “Nieznośna lekkość bytu” czy “Malowany ptak”. Pod jej wpływem powstał także “Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao” Junota Diaza.

Wydana przez Znak powieść amerykańskiego Dominikańczyka trafiła w moje ręce przypadkiem. Przeczytałem ją w jeden dzień i część wątków mnie zaciekawiła. Kiedy jednak dowiedziałem się, że autor otrzymał za tę książkę Nagrodę Pulitzera (np. rok wcześniej przyznaną Cormakowi McCarthy’emu), trochę się zdziwiłem. Rozumiem, że tekst ma wartość socjologiczną, kulturoznawczą, miło się czyta. Mimo to nie wzbudza on we mnie wielkiego entuzjazmu – który powinien charakteryzować wyróżniane w taki sposób książki.

Junot Diaz ma czterdzieści lat i uczy kreatywnego pisania na MIT. Zadebiutował w 1996, ale powieść o której piszę, wydał dopiero dwa lata temu. Urodził się w Santo Domingo, potem przeniósł do USA i czytelnik nie ma wątpliwości, że jego biografia była podstawą do napisania tej książki. Wspólna jest sceneria, czas, a przede wszystkim podłoże kulturowe: mieszanka amerykańskiej kultury masowej, dziedzictwa narodowego Dominikańczyków, spanglish używany przez bohaterów, szare i nudne New Jersey, gorące i brudne Santo Domingo, odczucia dziecka-imigranta dorastającego w kraju zbudowanym przez innych imigrantów – w pierwszym, piątym czy osiemnastym pokoleniu.

“Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao” to bez wątpienia książka o Dominikańczykach, zapewne najbardziej znana i popularna, która pomaga ludziom pochodzących z karaibskiej wyspy wzmacniać swoją tożsamość narodową. Jednym z głównych bohaterów jest w niej Rafael Trujillo – brutalny dyktator, jakiego poznali ludzie w niemal każdym kraju Ameryki Południowej. Z dziedzictwem latynoamerykańskiej literatury łączy też powieść Diaza sama koncepcja opowiadania dziejów rodziny, w której co pokolenie powtarzają się efekty działania klątwy – jak w “Stu latach samotności”. Z kultury angloamerykańskiej Diaz i jego główny bohater czerpią “Władcę Pierścieni”, “Strażników” czy “Planetę małp”, a także gry fabularne i pseudolatynoski pseudorap.

Poza punktem swoim punktem widzenia na narodowe stereotypy i tym, co jest poza stereotypami, Diaz pokazuje także życie człowieka, który nie pasuje i nie chce się przystosować, a mimo to cieszy się życiem. To też portret, który można było zobaczyć w dziesiątkach filmów, książek, a mimo to jest świeży i plastyczny. Oscar jest bezbronny, dziecinny, ciapowaty, sympatyczny. Niezależnie od tego, jak długo będą się z niego wyśmiewali “normalni”, będzie jedynym w swoim rodzaju człowiekiem, któgo można polubić przez mniej więcej osiem godzin czytania.

Postaci w książce są zbudowane w przemyślany sposób i dobrze ze sobą współpracują, tworząc fabułę. Dobrze prezentuje się też sam sposób narracji – nieliniowej, będącej dziełem wielu ludzi. Problem jest jeden, ale za to duży. Tłumaczone na polski amerykańskie wulgaryzmy zgrzytają bohaterom w zębach, tak samo jak słowa “odjechany”, “pokurwiony”, “ziom” widziane na ekranie filmu bez dubbingu czy w lokalizacji gry komputerowej. Także dziurawienie polskiego tekstu hiszpańskimi wyrażeniami nie ma wdzięku. Właśnie strona językowa najbardziej przeszkadzała mi gdy czytałem tę książkę. Rozumiem, że wyzwanie przed tłumaczem było duże, ale wolałbym to chyba czytać po angielsku. Niestety, spanglish przetłumaczony na polski i ciągłe wtręty o pukaniu lasek o wielkich tetas i mokrych totos brzmią sztucznie.

To tylko krytycznych uwag, które zapewne nie dotyczą w wielkim stopniu samego pisania Diaza. Jeśli chcecie poznać Dominikańczyków – na odległość – polecam tę książkę.

Estaba pensando sobre viviendo con mi sister en New Jersey. Ella me dijo que es una vida buena alla…

Komentarze do tego wpisu są wyłączone.