Co za dużo to niestrawnie – Dystrykt 9

|November 12, 2009|film|3

Co za dużo to niestrawnie - Dystrykt 9

Film "Dystrykt 9" Neila Blomkampa zapełnia kina i podbija serca fanów IMDB (8.4). Ja tymczasem po obejrzeniu tego filmu odczuwałem silne zawroty głowy i zakłócenia w funkcjonowaniu błędnika. To film tak bardzo intensywny, że sprowadził na mnie właśnie taki stan. Żeby była jasność: to nie jest wcale pozytywna ocena.

Oglądałem w kinie (bo gdzież indziej miałbym to oglądać) – przed sobą miałem ogromny ekran, a z każdej strony – masę głośników zdolnych oddać atmosferę brygady artylerii przy pracy. Ten zestaw wykonał swoje zadanie – film mnie wciągnął i prawdopodobnie dziesiątki widzów także. Kolejne niemal dwie godziny minęły z przyspieszonym pulsem, w porywach nawet do obmyślania dróg ucieczki. Nie pomogło to, że kosmici byli sympatyczni, a główny bohater – fajtłapowaty.

Każdy zdający relację z tego filmu zaczyna od pracy kamery: cały film to wieli reportaż, kręcony "z ręki". W dodatku ujęcia są bardzo krótkie i bez przerwy oglądamy bohaterów z coraz to nowych stron. Kamera podąża za wszelkimi ruchomymi obiektami, co dodatkowo powiększa dynamikę. Ludzie i kosmici w kadrze biegają, strzelają, krzyczą i – od czasu do czasu – rozpadają się na kawałki. Nie ma tutaj miejsca na zasadę każącą dawkować w filmie momenty przyspieszenia akcji i uspokojenia. Jeśli dodamy do tego jeszcze przesycenie efektami specjalnymi i modelami 3D, nikt nie powinien mieć wątpliwości, że "Dystrykt 9" to właściwie gra komputerowa.

Breaking News

Poza akcją jest też fabuła – opowiadana przez świadków-bohaterów i dziennikarzy. Pełni ona rolę drugorzędną i tak jak zwykle w grach komputerowych, tworzy pretekst do biegania, strzelania i mówienia. Trzeba przyznać, że wiszący nad południowoafrykańską metropolią statek kosmiczny robi wrażenie, opis sytuacji kosmitów jest zabawny (choć silenie się na parabole – momentami nieudolne), ale równie dobrze główny bohater mógłby szukać skarbu ukrytego przez niegodziwego Władcę Krewetek – zabawa gwarantowana w takim samym stopniu. Bardzo dobrze wypada w swojej roli Shartlo Copley, ale całego filmu (w moich oczach) nie uratuje.

Wpatrując się w kolejne sceny walki, fantastycznie renderowanych komputerowych bohaterów i mało śmieszne żarty, myślałem o samym procesie produkcji tego filmu – za który odpowiedzialny był Peter Jackson. Nakręcenie czegoś takiego kosztowalo grube dziesiątki milionów, angażowało setki osób na całym świecie, które wypiły w czasie jego produkcji dziesiątki tysięcy filiżanek kawy, etc. Patrząc na efekt ich pracy, byłem pełen podziwu dla profesjonalizmu, jednak nie moglem się oprzeć wrażeniu, że kierowanie tak wielkich środków na ten film nie ma uzasadnienia. Film, w którym na ziemi lądują kosmici i ludzie zabijają ich z broni palnej Jackson nakręcił już wieki temu w rodzinnym kraju, za pieniądze kumpli ze szkoły. Wszystko było w tym filmie związane sznurkiem, pękające narządy wewnętrzne mniej sugestywne, ale mimo to był znacznie bardziej zabawny niż "Dystrykt 9".

Big Splash

Film Blomkampa pewnie spełni w dwustu procentach swoje główne zadanie – zarobi masę pieniędzy dla kinowych magnatów z Kaliforni. Za dwa-trzy lata zobaczymy w kinach jak statek z kosmitami wraca by uratować Wikusa i znów efekty specjalne będą jeszcze lepsze, a akcja szybsza. Może jestem skończonym marudą, ale ta perspektywa wcale mnie nie pociąga.

3 Comments do tego wpisu:

  1. bronson pisze:

    to moze przerzuc sie na filmy Almodovara jak jestes nadwrażliwy-film był bardzo ciekawy

  2. wujek pisze:

    A jakby tak Penelope Cruz zawisła nad południowoafrykańską metropolią? 🙂

  3. michal pisze:

    …to by im tam zburzyła conieco, bynajmniej nie swoją burzą oczu ani ogniem w oczach.