Triumfy budowlanej chałtury

|November 16, 2009|kraków|0

To się zdarza: kupić słabą płytę, przebić oponę w rowerze, wynająć styropianowy domek.

Mieszkania w tym mieście są jak soczewka ich właścicieli. Tych bogatych i pragnących bogactwa, schludnych i niechlujów, spacerujących brzegami różnych mórz, oraz tych przechadzających się brzegami Zakrzówka. Czyjej kasty jest Twoje? Wystarczy parę zamachów i rzutów okiem po kątach. Kto to pomalował i dlaczego nie używał jednej farby. Dlaczego nie odsunął fotela malując ściany. Dlaczego, ta sama sprawna ręka, nie zadrgała, gdy kolejne ciosy młotka dokonywały korekt.

Piecyk. Piecyk Gazowy – urządzenie grzewcze, urządzenie poniekąd niebezpieczne. Atest. Potrzebny mu Atest. pochylony nad kranem zastanawiam się czy naprawdę potrzebuję ciepłej wody. I, od czasu do czasu, piecyk się denerwuje; robi się głośny. Podmuch jego oburzenia drga mną, naczyniami w kuchni, pralką w łazience. Nasuwa mi skojarzenia z filmami wojennymi. I jednoczenie – każe mi się zastanowić – czy pewnej nocy, jego gniew, nie uczyni z mojego mieszkania jednopokojowego salonu?

Zawsze chodząc po królewskim mieście, zdarza mi się wspominać miejsca, które udało mi się odwiedzić. I często kończę to refleksją; szkoda, że nie mam tarasu, chociaż małego. Dziś wiem, że podmuch powietrza z zewnątrz odczuwam za każdym razem, gdy spoglądam przez okna. Przez te same okna zdarza mi się widzieć właściciela. Ma wielki samochód i większy syf w środku. Dżins  w marchewkę, koszula w marchewkach, skóra.

– Panie A. odpadły płytki w łazience, dach przecieka, sąsiad po nocach gra solówki na gitarze; w dodatku bluesowe. Piecyk gazowy straszy po nocach, głośnym: buu!

– ….Tak.

Komentarze do tego wpisu są wyłączone.