Throbbing Gristle – 20 Jazz Funk Greats
Michał Wojtas|December 12, 2009|płyty|
Jak na owoc eksperymentów i improwizacji, ten album jest zadziwiająco spójny. Stojąc okrakiem między tworzącymi swoją świadomość industrialem i sceną elektroniczną, członkowie Throbbing Gristle zbudowali z 13 utworów całość, w której są mocniejsze i słabsze momenty, ale w sumie ma ona sens i przewodnią myśl. Na dodatek – nadaje się do słuchania.
Na początek o najmocniejszych momentach tej płyty. Bez wątpienia należą do nich trzy utwory: “Convincing People”, “Persuasion”, “Discipline (Berlin)” i “Hot on the Heels of Love”. Trzy pierwsze najwięcej wspólnego mają w warstwie tekstowej i wokalnej – Genesis P-Orridge zawodzi, krzyczy, powtarzając wielokrotnie te same frazy, potem zmienia układ słów i same słowa – dając świadectwo swojego niewątpliwego szaleństwa. Robi to w rytm bardzo prostych pętli z nagrań maszyn, metronomu, instrumentów i innych przypadkowych dźwięków. Tematem jest to, jak podporządkować sobie ludzi, co zrobić, by zachowywali się jak chcemy, jak ich wykorzystywać.
Z kolei “Hot on the Heels of Love” to kawałek, ktory równie dobrze mogliby nagrać New Order lub Kraftwerk. Brakuje tu “normalnego” wokalu – zamiast tego mamy rozpalony mistyczną namiętnością głos Cosey Fanni Tutti, wzywający pomocy z Nieba. Dźwięki są tym razem dość standardowe – takie, jakie można usłyszeć w tysiącach innych piosenek. Kolejny utwór o szybszym tempie to “Still Walking”, ale tu do tradycyjnej piosenki jest jeszcze dalej. Słowa są szeptane bez ładu i składu, czasem od końca do początku, brakuje harmonii w rytmie – co przywodzi na myśl maglinę czy halucynacje po środkach, które niewątpliwie nie były obce muzykom TG.
Najbardziej “kraftwerkowy” kawałek to “walkabout”, jeden z wielu, w których w ogóle nie słychać ludzkich głosów. Podobnie “Beachy Head”, “Tanith” i “Exotica” mają raczej charakter ambientowych wypelniaczy niż pełnoprawnych kompozycji. Trzeba przy tym pamiętać, że zespół wyrósł z zainteresowania performancem i muzyka nigdy nie była dla jego uczestników przedmiotem systematycznej nauki – raczej sposobem przekazania emocji i szokowania konserwatywnych odbiorców tego medium. Oczywiście z Funkiem i Jazzem ma to niewiele wspólnego.
Throbbing Gristle przynieśli w swoich nagraniach wiele idei, które były następnie rozwijane przez innych wykonawców. Może nie zapracowali sobie na status legendy, ale ten album na pewno zasługuje na uwagę – nie tylko jako dokument ruchu, który najlepsze lata ma już dawno za sobą.
Throbbing Gristle – “Persuasion”
Throbbing Gristle – “Discipline”
January 18th, 2010 at 10:27 am
“Może nie zapracowali sobie na status legendy”. Nie rozumiem, przecież to chyba jedna z bardziej legendarnych kapel. Przynajmniej zawsze mi się wydawało, że TG ma status legendy.
January 22nd, 2010 at 10:11 pm
zgadza się. miałem na myśli to, że poza swój gatunek nigdy nie wypłyną. czyli: są legendą industriala, po części eksperymentalnej muzyki elektronicznej a w mainstrimie nikt o nich nie wie.
pozdro i udanego weekendu
November 27th, 2010 at 7:42 pm
“…a mainstrimie nikt o nich nie wie” nastepny klops.
myslisz ,ze lady gaga lub edyta górniak słuchają TG ?myslisz,ze mainstrimowe labele widzą taką muzyke – a po co mają widzieć – niech dalej promują chłam !!!