“Zombieland” – wszystko masz w trailerze

|December 14, 2009|film|3

Zombieland - Wszystko masz w trailerze
Zobaczyłem trailer w YouTube, usłyszałem komentarz znajomego konesera kina akcji i dałem się ponieść. Miałem nadzieję na głupią komedię z rozwalaniem zombiaków, amerykańskim stylem życia i przede wszystkim – Woodym Harrelsonem w roli głównej. Poszedłem do kina i dostałem właściwie to co chciałem, choć nie do końca.

Czego zabrakło? Przede wszystkim od początku do końca tego filmu widz nie ma wątpliwości, że inicjatywa nakręcenia nie wyszła od reżysera, aktora – lecz od firmy producenckiej, która musiała na okres świąteczny przygotować komedię pasującą do określonego formatu. Do formatu “komedii-horroru”, który w Hollywood dopracowano niemal do perfekcji, dobrano odpowiednich aktorów, reżysera, a zapewne dopiero na samym końcu – napisano scenariusz. To, że ten ostatni element będzie piętą Achillesową filmu, producenci wiedzieli od razu i mimo że spodziewałem się kulejącej fabuły – psuło to oglądanie filmu.

Druga sprawa to Harrelson. Nie mogę zaprzeczyć, że byłem pod urokiem tego aktora jako płatnego mordercy, teksańskiego weterana w “No Country For Old Men”. Spodziewałem się kolejnego pokazu tych samych umiejętności aktorskich, które po kilku podobnych rolach ten pan powinien opanować do perfekcji. I jest w tym filmie Harrelson zabawnym Teksańczykiem, który kocha swój samochód, Samotną Gwiazdę, ciastka, broń, Billa Murraya i wiele innych rzeczy. Z gracją rąbie zombiaki kijem bejsbolowym, kroi nożycami, rozwala strzelbą, przejeżdża samochodem. Nie jest zupełnym głupkiem, po prostu zabawnym gościem, któremu dobrze z samym sobą. W filmie Cohenów był jednak postacią kilka razy ciekawszą – pojawiając się w zaledwie trzech czy czterech scenach. Mam wrażenie, że o obraz tego bohatera nie zadbali do końca wszyscy odpowiedzialni: scenarzysta, reżyser i sam aktor – można było z niego “wyciągnąć więcej”.

Zresztą to wyrażenie pasuje mi do całego filmu. Brakuje przynajmniej jeszcze dwóch lokacji, wątków, które mogły by wypełnić czas między początkiem a końcem. Na pewno jednym z najmocniejszych elementów filmu jest świetna i dopracowana czołówka, natomiast inwencji i energii (może czasu i pieniędzy?) brakło na resztę. Mamy więc wątki, które amerykańskie kino odtwarzało już na wszystkie możliwe sposoby: młodzieniec siedzący przed komputerem, którego wyśmiewają rówieśniczki, atrakcyjna nieznajoma, zabawna nastolatka i hordy krwiożerczych zombiaków, które powstały jak w innych filmach – poprzez tajemniczą chorobę roznoszoną poprzez ukąszenia.

Nie jest to może zupełnie nieudany film, ale poza szarą średnią nie wychodzi. Mógłby, gdyby więcej pracy i kreatywności wnieśli właściwie wszyscy w zespole produkcyjnym. Może powodem były ograniczenia czasu i środków? – Tego nie wiem. Na pewno gdy przypominam sobie “Deathproof” czy nawet “Planet Terror” – te firmy były znacznie lepsze. “Zombieland” skłania do refleksji: czy warto było wydać pieniądze na bilet i poświęcić czas na pójście do kina. Jak trafnie podsumował kumpel: wszystko co najlepsze w filmie, widać już w samym trailerze.



3 Comments do tego wpisu:

  1. Zen pisze:

    Pierdolenie. Dobre to było.

  2. ŚwiŚ pisze:

    Michale, chyba za wysoko poprzeczkę ustawiłeś. Dodriguez, Tarantino Cohenowie…
    a może warto by porównać z takimi filmami jak “dead snow”, czy może “shawn of the dead” albo jak już potrzebna jest klasyka to “Eavil Dead”…
    Po co od razu wyskakiwać z Bergmanami?

  3. michal pisze:

    pierdolenie to moja specjalność. od tego tu jestem. ten film mógłby być znacznie lepszy – ale nie mówię że jest zupełnie do dupy.