Dobrze, Drogo, Deklasacja czyli 3D według Camerona

|December 30, 2009|film|10

Ten tekst przeczytasz w formacie 2D. Dowiesz się z niego dlaczego idąc na nowy film Jamesa Camerona “Avatar” należy go obejrzeć tylko i wyłącznie w technologi 3D.

Są różni artyści: ci szalenie kreatywni, płodzący dzieło za działem. Ci leniwi: gdy coś urodzą to rzadziej, ale  legenda o ilości używek pochłoniętych podczas procesu twórczego sprawi, że jego efekt i tak znajdzie uznanie. Jest też James Cameron, który gdy coś wypuści spod ręki, to zaraz przysypią to Oskary. Co parę lat reżyser “Obcego” lat lubi ten fakt potwierdzić. Tym razem najprawdopodobniej przebije kadłub nawet kasowo niezatapialnemu Titanicowi, którego parenaście lat temu wypuścił ze swojej reżyserskiej stoczni. Historia ponownie ma satysfakcję się powtórzyć.

Jego długo zapowiadany “Avatar” ujrzał nareszcie światło dzienne. Reżyser, świadomy oczekiwań, postanowił nikogo nie pozostawiać z poczuciem zawodu. Przygotujcie się na 3 godziny seansu. Groźnie brzmi to tylko do momentu kiedy będziecie mieli za sobą pierwsze minuty filmu. Z niezwykłym pietyzmem odtworzony świat wciąga od razu, zachwycając jeśli nie pięknem i fantazją to widocznym efektem wydania ponad 237 mln dolarów, co lokuje Avatara w pierwszej trójce najdroższych filmów w historii kina.

Jak mało w którym filmie widz, może poczuć na co ta zacna sumka została przeznaczona. Dochodząc do szeregu zachwyconych stroną wizualną filmu śpiewam i ja: naprawdę warto to obejrzeć.

Właśnie: obejrzeć. To oczy będą naszym najbardziej eksploatowanym receptorem  podczas seansu. Niby nic nowego gdy mowa o filmie. Ale chodzi o co innego: nie ma co się martwić, że podziwiając niezwykły świat na planecie Pandora czegoś nie doczytamy i w związku z tym ominie nas cokolwiek. Warstwa fabularna filmu jest mocno przewidywalna, powiela pomysły równie stare co wspomniany Titanic. Również dialogi stanowią raczej wsparcie obrazu niż na odwrót. W paru momentach poziom banałów może nieco zaswędzieć. Ale to właściwie – biorąc pod uwagę potęgę warstwy wizualnej filmu – szczegół. Jak na twórce Titanica, flagowego okrętu filmowego patosu i lukru, Cameron bardzo sprawnie poprowadził całość, w tym również i wątek romantyczny, który w filmie odgrywa istotną rolę.

Aktorsko na uwagę zasługuję Sam Worthington, przybysz z znikąd, były budowlaniec, który z właściwą sobie lekkością zagrał swoją rolę bez zarzutu. Miło jest także spoglądać na wciąż świetnie się prezentującą Sigourney Weaver, której pojawienie się na ekranie można odczytać jako swoisty hołd Camerona dla swej dawnej muzy, która uczestniczyła w jego kultowym “Obcym”.

Już po paru dniach wyświetlania filmu na świecie dzieło Camerona zwróciło się i pędzi ku nowemu, kasowemu rekordowi. Reżyser dokonał także rewolucji w dziedzinie 3D. Nie, nie szykuje się żadne 4D. Po prostu z bajeru stosowanego najczęściej w kinie familijnym, bądź animacjach dla najmłodszych widzów, Cameron technikę 3D uczynił integralną częścią swojego filmu. Dlatego też “Avatara” należy wręcz obejrzeć w kolorowych okularach. Bez nich istnieje spore ryzyko, że film okaże się na tyle okaleczony, że zwyczajnie słaby.

10 Comments do tego wpisu:

  1. klancyk? pisze:

    Co to za kino, do którego potrzebne są jakieś okulary?

  2. Franc pisze:

    Może ktoś słabo widzi?

  3. michal pisze:

    jeee….dziesz po nich:) ja nie pójdę nawet…

  4. Aga pisze:

    Maćku, chyba nawet byliśmy na tym samym seansie. Wrażenia – podobne. Piękna strona wizualna – zachwycające widoki Pandory. Ale jakby się dokładnie przyjrzeć – ta odmienność Pandory nie jest taka oczywista i oryginalna, bo wszystko musi kojarzyć się z tym co przeciętny widz zna i kojarzy.Weźmy chociaż te sześcionogie konie, czy pterodaktylowate ikrany. Dodajmy przesłanie ekologiczne i antykonsumpcjonistyczne, po którym prawie każdy wzdycha i stwierdza, że tak całkiem fajnie byłoby zostać jednym z Naa’vi. Z filmu wyszła całkiem wciągająca Pocahontas w wersji s-f, gdzie jednak John Smith zostaje.

  5. jojo pisze:

    antykonsumpcjonizm, to jest właśnie to co konsumenci lubią ogladać w najbardziej komercyjnych kinach.

  6. jacek pisze:

    Dla mnie mimo wszystko pojawienie się na tym blogu recenzji avatara trochę dziwi mimo że napisana z polotem i miłym dla zmysłów językiem. Ale film? Najdroższy, najbardziej trójwymiarowy, kolorowy, błyszczący, przaśny. Parę chwytów typu: 10 lat czekania na ekranizację przyzwoitego scenariusza? W szufladach latami leżą setki scenariuszy nie rokujących na przychody rzędu miliarda zielonych z bardziej błyskotliwą historią. Tak, podobał mi się ten film, ponieważ lubię się odmóżdżyć jak każdy (może nie?), a oczekiwania zawiesiłem odwrotnie proporcjonalnie do medialnego mainstreamu. Chleb z pasztetem też lubię…

  7. Maciej Pietrzyk pisze:

    Tak: ten komentarz wspomina o czymś o czym widocznie wspomnieć zapomniałem. Ten film się ogląda. Tyle. Fantastyczna sesja wizualnych ochów. I finał. I coś jeszcze, może to wynika z zamiłowania do lekkiej perwery, może to prawdziwy ja, ale: uwielbiam, od czasu do czasu, pójść do multimonokulti, kupić worek popcornu, wiaderko koli i obejrzeć coś z lżejszego sortu. Chleb z pasztetem też lubię.

  8. James Cameron pisze:

    http://fffff.at/files/2009/09/FUCK3D-51-500×332.jpg

  9. chic pisze:

    ładna baja, taki kolorowy zbiór “dzieł” z przeszłości – smerfy, transformers, pałerrendżers i król lew w jednym. nawet trochę rambo i dżurasikpark. warto zobaczyć, bo wszyscy pytają “czy już”. no to “już”.

  10. Stefania Batory pisze:

    Zażyłam, przełknęłam i na razie nie wydaliłam, więc chyba jest dobrze…