Intronaut – Prehistoricisms

|July 6, 2010|płyty|0

Intronaut - Prehistoricisms

Wpisz w Google “Intronaut”, wyskoczy Ci “Mastodon”. Ci drudzy są, po dekadzie grania, w USA gwiazdą pierwszej jasności. Drudzy piszą i nagrywają razem o połowę mniej, są podobni do zespołu z Atlanty liberalnym podejściem do metalowych standardów, ale idą w nieco innym kierunku. Jeszcze w tym roku ma się ukazać ich drugi LP, na razie jednak możemy skupić się na pierwszym, zatytułowanym “Prehistoricisms”.

Po pierwsze, ten album to łakomy kąsek dla łasuchów tłustych gitarowych brzmień. Intronaut wykorzystuje dwie, standardowo rytmiczną rolę wziął na siebie wokalista Sacha Dunable, natomiast solówki wykonuje Dave Timnick, który zastąpił przed tą wydaną w 2008 płytą założyciela zespołu, Leona del Muerte. Obie gitary przez większą część “Prehistoricisms” brzmią na pierwszym, lub przynajmniej drugim planie – mruczą lub ryczą z głębi wnętrzności. Są bardzo mocno przesterowane, stąd, poza riffami a’la Mastodon, możemy usłyszeć niemal noise’owe wstawki. To “bread and butter” tego albumu.

Bo drugie – sekcja rytmiczna, która dodaje temu zespołowi jazzowego klimatu. Zmiany rytmu, łamanie metrum to także powszedni chleb kalifornijskiego zespołu. Basistę Joe Lestera można określić jako bohatera drugiego planu. Niby na pierwszym zawsze są gitary, jednak jego styl gry, lepkie legato, kreuje niepowtarzalny element we wszystkich najlepszych numerach na tej płycie. “Mocarny” – to za mało powiedziane jak na rolę basu w kawałkach takich jak tytułowy, “Any Port” lub “Australopitecus”, w których buduje linię melodyczną w tym samym stopniu co gitary.

Jeśli chodzi o perkusję – to mamy do czynienia z metalowym standardem wysokiej próby. Niższe rejestry są często wypełniane podwójną stopą, na co raduje się dusza każdego odbiorcy metalu. Danny Walker często zmienia rytmy, lubi nagłe przejścia – nie tak efektowne jak wielu klasyków gatunku – ale za to idealnie pasujące do tego co akurat robią jego koledzy. Perkusja w tym zespole buduje też klimat – przykładem niech będzie nieco monumentalne outro do “Australopitecusa” czy indyjski początek “Reptilian Brain…”. W tym drugim pomaga zresztą perkusiście Dunable.

Dla mnie bezsprzecznie najlepszy kawałek na płycie to “Prehistoricsms”. Jest efektowny, bardzo intensywny, nowatorski, połamany i ma świetny refren. Tym ostatnim góruje nad bardziej konceptualnymi pozostałymi siedmioma utworami. Aż by się chciało wstawić tu link do niego na YouTube – ale wersja załadowana do tego medium ma katastrofalną jakość dźwięku. Ze względu na masę rzeczy, które jednocześnie dzieją się w każdym kawałku, lepiej nie odtwarzać ich w mniej niż  320 KBps. Jakość produkcji to kolejny bardzo mocny element tej płyty. Oczywiście może to sprawiać spore problemy na koncertach – nie wszystko co się nagra, udaje się odtworzyć na koncertach – co doskonale wiedzą muzycy Mastodona.

Czekając na nowy album “Valley of Smoke”, warto posłuchać kolejnych kawałków z “Prehistoricisms”. Poza tytułowym, polecam szczególnie: “Literal Black Cloud” ze wspaniałym przeplataniem się głównych trzech motywów i wszystkich instrumentów oraz szesnastominutowy “Reptilian Brain: Sleep/Eat/Shit/Fight/Fight”, przede wszystkim jego drugą część. Te kawałki pokazują, jak można połączyć funkowy “groove”, moc metalowych gitar i jazzową inteligencję. Aha, gdyby ktoś miał wątpliwości: wokal to nie anielski śpiew Freddiego Mercury’ego a deathmetalowy charczenie wynikające z konstruktywnej współpracy strun głosowych z przeponą.

Intronaut – Australopitecus

Teledysk jest słaby, ale chodzi bardziej o muzykę…

Komentarze do tego wpisu są wyłączone.