Gopnik i tajemnica zębów goja

|July 12, 2010|film|1

A Serious Man - Larry Gopnik
To nie lekcja polskiego czy religii w gimnazjum. Temat wydaje się być jednak interesujący z punktu widzenia egzaminu maturalnego i ciągłości motywów w literaturze. Z ziemi Us około 500 lat przed Chrystusem przenosimy się do Minnesoty, jakieś 1965 lat po nim. Temat jest dokładnie ten sam: “dlaczego, k*#&@, właśnie ja?!?”

A ten temat w ujęciu braci Coen – czyli z miejsca wiadomo, że warto iść do kina. Mimo że – w odróżnieniu od ostatniej ich komedii – na liście płac nie ma bardzo znanych nazwisk. Przede wszystkim Michael Stuhlbarg spisał się świetnie w roli głównej – czyli przygniecionego setką plag wykładowcy, zagubionego w intencjach Boga, który najwyraźniej zawarł z diabłem zakład o jego zachowanie. Larry Gopnik to człowiek o słabej woli, wiecznie podporządkowujący się innym, błądzący myślami nie wiadomo gdzie – ale jednocześnie nie aż tak winny, by spotykało go tyle nieszczęść jednocześnie. Jeśli chodziło właśnie o to, reżyserzy mogą być dumni ze swojego najważniejszego aktora.

Poza zaskakującą niską jak na Coenów listą płac, film jest wyjątkowo mocno związany ze środowiskiem amerykańskich Żydów. Do tej pory swoich bohaterów nie osadzali w tych nieobcych sobie realiach, a tutaj, nawet jeśli główny temat jest nieco inny, religia i identyfikacja z nią odgrywa dużą rolę. Tak jak w innych filmach braterskiego duetu, komedia miesza się często z wątkami tragicznymi, bohaterowie to “everymani”, na swój sposób wyjątkowi, śmieszni i kłujący w oczy swoimi pospolitymi wadami.

Po tym, jak na Larry’ego spadają kolejne ciosy, wpada on w wielką zadumę i zamiast aktywnie bronić się przed ich złymi konsekwencjami – udaje się po porady do kolejnych rabinów. Wynika z tego niewiele dobrego dla samego głównego bohatera, za to widz ma zaserwowane na ekranie scenki jakby żywcem wzięte z najlepszych szmoncesów. Szczególnie skomplikowana opowieść rabbiego Nachtnera o zębach goja składnia do głośnego śmiechu – ale Larry nie ma z niej zbyt wiele pożytku. Nic dziwnego, że w końcu traci wiarę w sensowność kolejnych zagrań “Haszema” – nie jest tak pewien jego dobrych intencji jak biblijny Hiob.

I tak można podsumować właściwie cały, nominowany do Oskara, scenariusz Coenów. Jest jednak w tle mnóstwo bardzo charakterystycznych postaci, które z jednej strony ucieleśniają druga połowę lat 60., a z drugiej – mają część cech ponadczasowych, które równie dobrze mogły się pojawić w “Księdze Hioba”. Jak zwykle u tych reżyserów, grają nie tylko ludzie, ale także ich otoczenie – rekwizyty, stroje i scenografie skłaniają widza do śmiechu i przemycają myśli, które nie zostały jednoznacznie zapisane w dialogach czy narracji.

Dobry scenariusz, praca aktorów, kierownika zdjęć, montażystów, przełożyła się na tylko dwie nominacje do Nagród Akademii, z której żadna nie przerodziła się w samą statuetkę mężczyzny z mieczem.  Wydaje mi się jednak, że krytycy bardziej docenią ten dość oszczędny film po kilku, kilkunastu latach i dopiero wtedy zostanie on w pełni zrozumiany. Pole do interpretacji w międzyczasie jest bardzo duże. Film nie mówi widzowi, w co ma wierzyć ani jak się zachowywać. Nawet ostatnia scena jest bardzo tajemnicza…

Na “Poważnego człowieka” powinni w pierwszym rzędzie wybrać się wszyscy entuzjaści filmów Coenów. To jeden z, na szczęście już niewielu, przykładów filmów, które premierę w Polsce mają kwartał po premierze w USA. Poza tym film powinien się spodobać każdemu z poczuciem humoru i zmysłem ironii. Warto pamiętać o jednym: gdy już skończą się reklamy a pierwsza scena nie będzie wyglądała jak sobie ją wyobrażaliście – nie wychodźcie z sali. Dalszy ciąg nastąpi…

Zobacz oficjalny trailer

1 Comment do tego wpisu:

  1. Deni Mór pisze:

    Strasznie fajny ten Michał Wojtas.