POPPEA//POPPEA, czyli o czym się nie mówi, o tym się tańczy.

|July 19, 2010|teatr|0

Antyczna historia opowiedziana na modłę modern jazzu, pod czujnym okiem Monteverdiego i z pobłażliwym błogosławieństwem wujka Aphex Twina. Niemiecki teatr tańca. Brzmi surrealistycznie? A owszem.

To jeden z niewielu momentów w życiu, gdy człowiek cieszy się jak dziecko poznając całą historię już w pierwszych minutach spektaklu. Narratorka o dziwacznym francuskim akcencie streszcza akcję w kilku zdaniach. Lecz w tym przypadku cała zabawa nie polega na tym “co”, ale “jak” będzie się działo. Szybko acz treściwie zaspokojona ciekawość odsuwa się na dalszy plan i pozostawia emocje widza sam na sam z tancerzami. A oni gną się i prężą, zachwycając każdym ruchem.

Żeby dosięgnąć sedna przedstawianej historii, trzeba wykonać aż dwa skoki w przeszłość. Pierwotnie mamy bowiem do czynienia ze starożytną historią Nerona i Poppei. Romanse, zaślubiny, zdrady, zabójstwa, czyli chleb powszedni pod dworze Nero Claudiusa Caesara Augustusa Germanicusa. W detalach rzecz się ma następująco: Poppea – kochanka Nerona, na jego rozkaz rozwiodła się z mężem. Neron swoją ówczesną żonę zlecił zamordować, by móc poślubić Poppeę, która, dla równowagi, namówiła go do zabójstwa jego matki. Na koniec, kopiąc ciężarną Poppeę w brzuch, Neron uśmierca także ją. Historia o tyle tragiczna, co absurdalna. Zagadki tego związku wciąż budzą kontrowersje wśród historyków i inspirują artystów. I tak właśnie, kilkanaście stuleci później, dał się zainspirować Claudio Monteverdi, komponując wyśmienitą barokową operę “Koronacja Poppei”, która potem zyskała miano pierwszego arcydzieła operowego. A skoro odpowiedzialny za choreografię spektaklu POPPEA // POPPEA Christian Spuck jako materiał miał taką historię, a jako wzorzec taki muzyczny autorytet, nie miał innego wyjścia, niż stworzyć sztukę, która powoduje gęsią skórkę, choć na dworze plus trzydzieści siedem.

Spuck czerpie pełnymi garściami od barokowego mistrza. Elżbietańskie stroje tancerzy, muzyka po części utrzymana w konwencji dworskiej. Jednak to wszystko, choć klasycznie piękne, to wydawać by się mogło spróchniałe i nudne, dlatego też stale przełamywane jest nowoczesnością i świeżością. Przedstawienie warsztatowo bazuje na tańcu jazzowym. Mamy więc sporo elementów baletu ale i niemniej dynamiki i nieokiełznanych układów modern dance. Nie jest to napuszone piękno rodem z jeziora łabędziego, ale raczej brud, pot i emocjonalny rock’n’roll. Muzyka klasyczna bardzo często flirtuje z współczesną nieprzypudrowaną elektroniką. Dźwięki łamią się, tłumione są przez szumy, zanikają w ciszy. A tancerze jakby nigdy nic, opowiadają swoją historię. Okazuje się, że można tańczyć do ciszy. Okazuje się, że historię można przeżyć, nawet jej nie usłyszawszy. Okazuje się, że najlepszym instrumentem do interpretacji muzyki jest ciało.

Liczę, że Gauthier Dance odwiedzi kiedyś Polskę. I że w Polsce znajdę teatr tańca na podobnym poziomie. Obiecuję to sprawdzić. Bo teatr tańca jest jak wysublimowana pornografia, po której odkrywa się w sobie narkotyczne skłonności. Niby się tylko na to patrzy, a się w człowieku gotuje aż po cebulki włosów. I trzeba znowu.

POPPEA//POPPEA

Produkcja: Theaterhaus  Stuttgart przy współudziale: Grand Théâtre du Luxembourg, Theater Bonn, Schauburg München oraz Achtfeld GmbH Berlin

Choreografia: Christian Spuck
Muzyka: Martin Donner, Claudio Monteverdi i inni.
Premiera: 1. Lipca 2010, Theaterhaus Stuttgart

Ola Świdergoł

Komentarze do tego wpisu są wyłączone.