Anthony Kiedis odkrywa blizny
Michał Wojtas|October 10, 2011|literatura|
Red Hot Chilli Peppers brakuje jeszcze dwóch lat do trzydziestki. Anthony Kiedis jest założycielem zespołu, i jednym z dwóch ludzi, którzy nieprzerwanie go tworzyli. Przez cały ten czas pisał teksty – na w sumie jedenaście albumów. Siedem lat temu wydał też książkę “Scar Tissue”, która jest lekturą obowiązkową dla fanów RHChP, ale też bardzo interesującą dla badaczy szołbiznesowego fenomenu Los Angeles i poszukiwaczy związków między narkotykami a muzyką.
Uzależnienie jest bowiem najważniejszym tematem książki. Kiedis opowiada o życiu swoim, swoich bliskich, muzyce, ale przez cały czas przewija się temat środków psychoaktywnych. Okazuje się, że towarzyszyły one wokaliście już od jedenastego roku życia. Mały Anthony był częstowany przez ojca (aktora i jednocześnie dilera) alkoholem i marihuaną. Potem już sam, bez pytania, korzystał z jego zasobów. Poznał LSD, amfetaminę i jej pochodne, crack i browna, ale jego miłością na całe życie został speedball i aktywnie kształtował jego psychikę.
Po wprowadzeniu o dzieciństwie w Michigan, obowiązkowym dla muzyków rozstaniu rodziców i przenosinach do Los Angeles, Kiedis opowiada jak poznał swojego życiowego muzycznego partnera Michaela Balzary’ego (Flea) i z nim, a także z zatrudnianymi i zwalnianymi perkusistami i gitarzystami zdobywał sławę, oddanie fanów i pieniądze – rozpoczynając od grania za darmo w klubach Los Angeles, kończąc na największych festiwalach i trasach dookoła świata. Sporo miejsca poświęca swoim inspiracjom, poznawanym ludziom, podróżom. Opowiada nie owijając w bawełnę, nie kryjąc swojego egoizmu, hedonizmu i często – głupoty.
Na 450 stronach książki przewijają się stale trzy motywy. Pierwszym są kobiety, które Anthony poznaje, zaczyna darzyć gorącym uczuciem, buduje z nimi więzi, zdradza, następnie rzuca, wynajdując pasujące do sytuacji uzasadnienia. Każdej życzy po rozstaniu dobrze i wspomina z czułością – podobnie jak byłych współpracowników w zespole. Wyrzucanie i zatrudnianie gitarzystów i perkusistów to drugi stały element autobiografii. Powodem może być niezadowolenie z gry, rzekomy brak zaangażowania, różnice charakterów, ciężkie uzależnienie od narkotyków. Właśnie w taki sposób RhChP opuścił Hillel Slovak, przyjaciel Kieldisa, który wkrótce zmarł po przedawkowaniu heroiny. Bohater książki nawet nie pojawił się na pogrzebie – sam w tym czasie walczył z uzależnieniem. Co ciekawe, Kiedis w tym samym roku został wyrzucony z zespołu – ale wrócił po odbyciu odwyku.
Po 1988 autor przez ponad 5 lat był “czysty”, ale wrócił do heroiny i kokainy, które rządziły jego życiem aż do 2001. Ćpali wszyscy wokoło: jego znajomi, jego kobiety, gwiazdy, wszyscy muzycy w L.A. John Frusciante był bliski amputacji pokłutych rąk, zmarli ciepło wspominani przez Kiedisa River Phoenix i Kurt Kobain. Co kilka miesięcy Anthony lądował na odwyku, a niedługo później udawał się do downtown, kupował ile się dało i przez kolejne tygodnie ukrywał się przed całym światem w motelach stolicy Kaliforni. Co ciekawe, na koniec książki pisze, że nie oddałby tego bolesnego doświadczenia, że nawet uzależnienie na całe życie może przynieść coś dobrego. Choćby zrozumienie tego, że można się pozbyć własnych kompleksów i egoizmu po prostu otwierając się na innych ludzi i pomagając im. Właśnie ta konkluzja jest najbardziej budująca w tej swego rodzaju spowiedzi Kiedisa.
Fani zespołu znajdą w “Scar Tissue” dziesiątki anegdot: o kulisach zmiany wytwórni, zwyczaju występowania ze skarpetkami na penisach, genezie wielu najsłynniejszych piosenek, spotkaniu z Dalajlamą, muzycznych przyjaźniach i antypatiach RHChP. Mimo przygnębiającego głównego wątku i wielu negatywnych cech charakteru i czynów autora, nie sposób podziwiać tego, jak bardzo kocha życie i potrafi się nim cieszyć. Właśnie to, i otwartość na innych ludzi, to najważniejsze przesłanie tej książki.
October 11th, 2011 at 9:10 am
Bardzo dobra książka, czytałem kilka lat temu, ale chyba sobie odświeżę. Nawet jeśli prawdą jest 50% opisywanych w niej historii związanych z narkotykami, to i tak dziw bierze, że facet jeszcze żyje:)