Powieść drogi po teksańsku
Michał Wojtas|September 16, 2012|literatura|
Wielu pisarzy zostawiło po sobie powieści, które określają dziś sposób patrzenia na opisaną w nich epokę w konkretnym miejscu na Ziemi. Nawet jeśli naukowe źródła przedstawiały ją inaczej, w świadomości czytelników pozostawał obraz wykreowany przez pisarza. Dziś tę funkcję spełniają przede wszystkim filmy, ale na szczęście od czasu do czasu do zbiorowej świadomości przedziera się książka. Tak było z “Trylogią pogranicza” Cormaca McCarthy’ego.
Składają się na nią powieści: “All the Pretty Horses”, “The Crossing” i “Cities of the Plain”, które opisują pogranicze amerykańsko-meksykańskie, przede wszystkim stany: Teksas, Nowy Meksyk, Chihuahua, Coahuila i Nuevo Leon na przełomie lat 40. i 50 ubiegłego wieku. Bohaterami są amerykańscy kowboje (doglądający krów, nie rabujący banki), dla których zaczyna brakować miejsca w szybko zmieniającym się świecie. Dziś właśnie z tym tłem i takimi postaciami kojarzona jest twórczość McCarthy’ego, mimo że wcześniejsze powieści osadzał przede wszystkim w Tennessee. I dopiero pierwsza część trylogii przyniosła autorowi naprawdę dużą sławę – gdy kończył już 60 lat.
Opowiada ona losy Johna Grady Cole’a, który zamiast wynieść się z rodzinnego rancza do miasta, decyduje się na wyjazd do Meksyku. W podróż wyrusza konno, razem ze swoim najlepszym przyjacielem. Po południowej stronie granicy poznają wielu dobrych i wielu złych ludzi, znajdują pracę, miłość, ale też ocierają się o śmierć i w końcu wracają. Ogólny scenariusz wydarzeń jest podobny w “The Crossing”, w którym Billy Parham odbywa do Meksyku aż trzy podróże, a każda z nich związana jest z kolejnymi tragediami w jego życiu. Przy okazji każdej z nich czegoś się uczy i sam się zmienia. W ostatniej, najkrótszej książce cyklu John Grady i Billy pracują razem na jednym z ostatnich rancz w starym stylu i znów mają powody by wielokrotnie przekraczać granicę.
Mimo że wydarzenia w drugiej (pierwszej chronologicznie) części od trzeciej dzieli 10 lat, niewiele zmienia się w tm czasie Meksyk. Jego mieszkańcy są w przeważającej części bardzo ubodzy, nie mogą liczyć na jakąkolwiek pomoc ze strony skorumpowanych władz ani na zmiany na lepsze w przyszłości. Ci zwykli Meksykanie są jednak zawsze gotowi pomóc nawet nieznajomemu “güero”: nakarmić go, przenocować, ukryć przed pościgiem. Kraj nie jest jednak przyjazny obcym. Na każdym kroku można spotkać bezwzględnych bandytów, gotowych odebrać biedakowi ostatnie pieniądze i zabić bezbronnego. Przez kraj przetaczają się rewolucje, rządzą kolejne junty, ludzie są masowo rozstrzeliwani na ulicach lub sztyletowani. Taki Meksyk pełen sprzeczności jest bohaterem trylogii McCarthy’ego przynajmniej w takim samym stopniu co Teksas, opowiadają o nim pośrednio wydarzenia będące udziałem bohaterów, a także postaci, które spotykają.
W okolicy, w której dzieje się akcja, nie ma właściwie podziału na kulturę anglosaską i latynoską. Ludzie po obu stronach granicy mówią równie dobrze w obu językach, jedzą i piją to samo, a ta wspólnota w samej książce jest podkreślana przez wplatanie niemal na każdej stronie jakiegoś hiszpańskiego słowa. Poza tym wiele dialogów lub nawet długich monologów przedstawionych jest w całości po hiszpańsku, co znacznie utrudnia czytanie książki nie znającym tego języka. Przypisów tłumaczących brakuje bowiem na wyraźne życzenie autora. Sposób mówienia, myślenia, zachowania Meksykanów czy opowieści związane z historią tego kraju są przedstawione z taką głębią szczegółów, że trudno się tego spodziewać po autorze, który przeniósł się w te rejony dopiero mając ponad 40 lat. Musiał mieć dobrych informatorów, znających od środka zarówno najcięższe więzienia Meksyku jak i jego luksusowe domu publiczne.
Trzeba przy tym pamiętać, że McCarthy opisuje krainę, która tak naprawdę już nie istnieje. Rancza pochłonęła pustynia lub armia wykupiła je pod poligony. Nikt już nie docenia sztuki wychowywania koni pod siodło i do pracy z bydłem. Ze zmian zdają sobie sprawę sami bohaterowie, dla których zaczyna brakować miejsca na Ziemi, którzy są zmuszeni do porzucenia życia, jakie kochają. Ten wątek rozwija McCarthy w “No Country for Old Men”.
W trylogii mamy do czynienia z postaciami tragicznymi – nie tylko z powodu nieodwracalnych zmian. Przede wszystkim Billy i John Grady w toku swoich przygód tracą rodzinę, przyjaciół i nie udaje im się zrealizować własnych celów. Nie poddają się desperacji, żyją dalej w rytmie pracy, opowiadając tylko czasami z ironią o swoich niepowodzeniach. I właśnie dzięki temu, że w najgorszych chwilach potrafią zdobyć się na żart, są prawdziwymi bohaterami. Poza tym zdobywają się na poświęcenia dla innych w imię miłości, przyjaźni. Z tego względu są to także książki o uniwersalnych wartościach, które powinny przetrwać wszystkie zmiany.
Poza samą treścią, warto zwrócić uwagę na walory literackie “Trylogii pogranicza”. Autor utrzymuje odpowiednie tempo narracji, równowagę między akcją, opisami i dialogami. Poza kropkami nie używa żadnych znaków interpunkcyjnych i tylko w przypadku wielokrotnie złożonych zdań można się z tego względu pogubić. Generalnie ze względu na to tekst ma strukturę bardziej zbliżoną do historii opowiadanej przez człowieka drugiemu człowiekowi – nie zapisywanej.
Większość zdań jest krótka, prosta. McCarthy nie rezygnuje jednak z porównań i bardziej skomplikowanych opisów. Wielokrotnie w każdej z książek pojawiają się niezależne opowiadania ludzi, których bohaterowie spotykają na swojej drodze. Najlepszym przykładem jest to pojawiające się na samym końcu “Cities of the Plain” opowiadanie nieznajomego, którego Billy wysłuchuje już jako 78-latek: symboliczne, niejasne, zawierające w sobie jeszcze jedno opowiadanie. Na takie dygresje autor pozwala sobie co kilkadziesiąt stron i nawet jeśli ich nie przyswoimy, nie cierpi na tym sama fabuła.
Wkrótce cała trylogię będzie można przeczytać po polsku. Wydawnictwo Literackie opublikowało właśnie drugą część pod tytułem “Przeprawa”. Wcześniej ukazały się “Rącze konie”, a ostatnia ma się ukazać już w 2013 – jako “Sodoma i Gomora”.