Today is the Day – Axis of Eden

|March 22, 2009|płyty|0

Today is the Day - Axis of Evil

“Axis of Eden” to kolejna płyta tego zespołu, której nie da się jasno zaklasyfikować do żadnej szufladki. Zawsze możną ją określić jako “progresywny metal”, ale nie jest to sposób na streszczenie stylu muzycznego w dwóch słowach. Jeśli szukasz ostrej gitarowej muzyki, która ucieka klasyfikacjom gatunkowym, spróbuj tego.

Spektrum dźwięków, które interesuje Steve’a Austina już od ponad 15 lat znajduje się gdzieś pomiędzy noise rockiem, doom/sludge metalem i industrialem. Tak samo jak do poprzednich albumów, można to też odnieść do “Axis of Eden”, mimo że po raz kolejny zespół nagrywał go w innym składzie (John Judkins na basie i gitarze, Julien Granger na perkusji). Na tej płycie dominuje ostra i soczysta gitary oraz perkusja, której stopy momentami dudnią z ogromną prędkością. Charakterystyczne są też częste zmiany rytmu, nietypowe akcentowanie, wokal od melodyjnego śpiewu po wrzask i klawisze, które na pierwszy rzut oka nie pasują do tego zestawu.

Nastrój jest mroczny, surowy, atmosfera ciężka, co w dodatku jest potęgowane przez ulubione tematy tekstów Austina: przemoc, broń, wojna, narkotyki… Tytuł jakby zaczerpnięty z radosnej twórczości doradców J.W. Busha, umiejętnie przekręcony by wskazać palcem na koalicję „dobrych i miłujących pokój”. Wątpliwości co do intencji nie pozostawia zresztą okładka płyty z pistoletem maszynowym firmy Heckler und Koch.

Sam początek, czyli “I.E.D.” (patrz niżej), to radosne dreptanie po stopach.  Potem warto zwrócić uwagę na „No Lung Baby” i świetny motyw gitarowy, wokół którego zbudowany jest cały utwór, być może najlepszy na płycie. Zresztą sama konstrukcja tego utworu kojarzy się z tym, czego Austin próbował już na innych płytach, np. na “Willpower”.

Potem następuje „Black Steyr Aug” – chyba najmocniejszy kawałek tej płyty, w który tempo przypomina sławny produkt austriackiego przemysłu zbrojeniowego. Niby jest to death metal, ale jednak nie do końca stereotypowy – może za sprawą dziwnego efektu gitarowego, wyjątkowo częstej zmiany rytmu perkusji, a może po prostu dlatego, że Austin nie wywija na scenie długimi włosami? Warto jeszcze zwrócić uwagę na „Total Resistance”, gdzie w okolicach 1:20 dochodzi do najdziwniejszego i chyba też najzabawniejszego momentu na tej płycie – gdy po chwili wolniejszego skandowania niemalże growlem, Austin zaczyna wyć cieńko w swoim stylu. Brzmi to trochę jak przerysowana, prześmiewcza wersja black metalu – tyle że celowo traktowana z przymrużeniem oka.

Kulminacja płyty przychodzi z przedostatnim, tytułowym kawałkiem, który zaczyna się od wolnego wejścia z przesterowanym arpeggio jako tłem i śpiewanym motywem jakby z twórczości jakiegoś folkowego zespołu. Potem jest już młócka podbita pracą mięśni nóg perkusisty. Na koniec płyty Today is the Day serwuje kawałek złożony na komputerze bez udziału „żywych” instrumentów, który równie dobrze mógłby się znaleźć na płycie Nine Inch Nails.

Aby poczuć klimat płyty i wyrobić sobie zdanie na jej temat (częściowe, bo inne kawałki sporo się od tego różnią), proponuję posłuchać “I.E.D.” i obejrzeć teledysk, będący fragmentem filmu Davida Halla zainspirowanego tym albumem Today is the Day.

Komentarze do tego wpisu są wyłączone.