Smak Arbuza

|June 29, 2009|film|1

Susza na Tajwanie, arbuzy i miłość. Słowem: „Kapryśna Chmurka”. Film, do którego warto dotrzeć.

Łatwo jest docenić geniusz starych filmów. Wajda czy Konwicki (jako filmowiec) to Klasycy przez duże „K”. Nie sposób pominąć Bergmana czy Kubricka w swojej kino-maniackiej edukacji. Tam wszystko jest jasne. Widać co jest ambitne, co tylko kultowe, a co takie i takie. Gorzej z kinem po roku 2000. Mówi się albo o nowościach, albo dinozaurach. A reszta, o której warto mówić… cóż – o niej wiedzą tylko szeptunki, ukryte gdzieś w białoruskich lasach.

Pomówmy więc o rzeczy zamierzchłej, bo z 2005 roku. „Kapryśna Chmurka” w reżyserii Tsai Ming-linga. Erotyk, jak dla mnie, na miarę „9 i pół tygodnia”. Fabuła prosta jak ołówek, dialogów praktycznie brak.Pokrótce: on i ona poznają się w czasie suszy. On jest aktorem, występującym w filmach porno, o jej zatrudnieniu niewiele wiadomo. Oboje są samotni. Powoli rodzi się między nimi uczucie, niemożliwe do skonsumowania z powody swoistego przemęczenia materiału mężczyzny.

Nic odkrywczego, nic specjalnego. Jednak sposób w jaki aktorzy oddają relację głównych bohaterów sprawia, że po plecach wędrują czasem ciarki (np. kiedy on pali papierosa trzymanego przez jej stopę). Poza tym, jest jeszcze coś… „Kapryśna chmurka” to w dużej mierze także musical. Piosenki wyrażają myśli bohaterów. Są to wybitnie kiczowate piosenki. Jednak Tsai Ming-ling wykorzystuje tutaj kicz w sposób, którego nie powstydziłby się sam Pedro Almodovar.Kicz pierwszej klasy. Kicz do tego stopnia zinstrumentalizowany, że aż budzący zachwyt.

Jeśli uda Wam się dogrzebać do tego filmu, nie zawiedziecie się. Film do oglądania we dwoje. Z butelką wina i talerzem pełnym arbuzów. Polecam.

Tian bian yi duo yun (AKA Wayward Cloud, The / Nuage au bord du ciel, Un / Saveur de la pastèque, La) (2005) reżyseria Ming-liang Tsai scenariusz Ming-liang Tsai zdjęcia Pen-jung Liao czas trwania: 114


1 Comment do tego wpisu:

  1. Don Rafallo pisze:

    Hehehe, fajnie że ktoś do tego filmu się dokopał. Oglądałem jakieś 3 lata temu i było to przeżycie z gatunku silnych wstrząsów, szczególnie że informacje do których dotarłem przed seansem mówiły o onirycznej opowieści, pełnej magicznych obrazów, nie wspominając słowem o wyuzdanych scenach przekraczających miejscami drastycznie normy dobrego smaku. Nazywając po imieniu – nie erotyk a pornol. Inna sprawa, że ten brutalizm w połączeniu z kiczowym musicalem i delikatnymi, subtelnymi scenami prowokuje i zmusza widza do przemyślenia relacji między seksem a emocjonalnością. Nie wiem z kim autor chciałby oglądać ten film, ale to wino chyba powinno być z tych mocniejszych.