AU

|November 30, 2009|koncerty|6

Pamiętacie program telewizyjny „Miliard w rozumie”? To w nim Janusz Weiss przepytywał uczestników między innymi ze znajomości… encyklopedii. Pójdźmy tym tropem. A zatem, czy AU to jednostka astronomiczna wyrażająca średnią odległość między Ziemią a Słońcem, czy też AU to nazwa domen zarejestrowanych w Australii, czy może AU to nazwa experymentalnej grupy popowej z Portland (USA), która wystąpi w najbliższą środę w klubie Re?

Dobra, przyznaję, zadrwiłem sobie trochę z was. Po pierwsze, wszystkie odpowiedzi są poprawne, po drugie to AU o którym tu mowa, nie figuruje w encyklopedii PWN. Fakt, że występuje w Wikipedii, ale tylko tej anglojęzycznej, a poza tym czy dla Janusza Weissa było by to wystarczająco miarodajne źródło informacji? Szczerze wątpię.

Zespół pochodzi z Portland, a został założony przez multiinstrumentalistę Luke’a Wylanda. Dla obrony przydługiego wstępu nadmienię tylko, że formacja jest tak niszowa jak hasła Janusza Weissa z programu Mwr. Wyland i ekipa mają to szczęście, że tworzą muzykę na tyle unikalną, że wzbudza szacunek, ale na tyle trudną do metkowania, że skazuje ich na błąkanie się po obrzeżach zainteresowania. W Krakowie ekipa to będzie właściwie druch Wylanda, Dan Valatka, perkusista o metalowych korzeniach, co stanowi zmyłkę i nadzieję – ostatnio z podobną legendą wystąpił perkusista Icy Demons, i nie zawiódł.

W recenzjach zachodnich pism, porównują AU do Animal Collective. Hm… śmiem twierdzić, że to niepotrzebne. Podobno AC świetnie radzi sobie na koncertach – nie widziałem, nie mówię – ale AU wydaje mi się bardziej autentyczne w swoich melodiach. Sorry, ale ta szczera leniwość i hippisowsko-chóralna melodyka AU jest podskórna, kiedy piosenki AC wydają się raczej naskórkowe. Nie wiem jak duet radzi sobie podczas występów na żywo, bo Panowie opychają to show we dwójkę, ale każdy kto choć raz widział na scenie dobry duet będzie wiedział co właśnie ciśnie mi się na usta.

Jeśli chodzi o atuty AU to trzeba wśród nich wymienić także osobistą wizję muzyki i duży zmysł do brzmień. Formuła jest na tyle wąska, że za kilka lat ten czarnoziem może okazać się ugorem, ale kto lubi intensywne doznania, nie będzie się przejmował takimi pierdołami. Dobry stary ZEN podpowiada, że trzeba łapać zjawiska w momencie, kiedy jest w nich jakieś tchnienie i przepływ energii, a wszystko tak czy siak skazane jest na zanik, prędzej czy później. Kij z porównaniami i buddyzmem, muzyka jest obiecująca, hiper-intensywna, szczera i świeża, więcej powodów do wybrania się na koncert AU moim zdaniem nie potrzeba.

Jako suport wystąpią młodziaki z Kyst, pochodzą z Pomorza, czerpią z dobrych źródeł garściami, więc im też warto poświęcić trochę uwagi, zwłaszcza, że nieco wcześniej zrobił to już Michał Biela z Kristen, tworząc z dwoma muzykami Kyst, efemeryczny i zwiewny band o słusznej nazwie Small Things.

Odnośnie koncertu, zwyczajowo polecam klikanie na linki:
myspace.com/peaofthesea
au-au-au.com/
myspace.com/kystband

AU, Kyst

Re, ul. św. Krzyża 4, 2 grudnia 2009, g. 20

AU będzie można także zobaczyć 3 grudnia w Warszawie (Powiększenie), 5 grudnia w Sopocie (PapryKA), 6 grudnia w Poznaniu (Kisielice).

A dla przypomnienia, czołówka programu „Miliard w rozumie” (jedna z bardziej udanych jeśli chodzi o coraz bardziej gniotowate dokonania TVP1), oraz fragment programu z którego dowiecie się co to jest… nie zdradzę, oglądnijcie sami.

6 Comments do tego wpisu:

  1. michal pisze:

    byłem tylko w jeden z dziesięciu, nie odpowiedziałem na żadne pytanie ale wiem, że au to aurum – od łacińskiej nazwy złota 😀

    mocny jestem, co?

    co wygrałem, hę?

  2. Don Kozi pisze:

    szczerozłoty uśmiech;)

  3. michal pisze:

    chyba wszyscy się zgodzą że to był najlepszy koncert jaki da się zrobić z 15 osobami na widowni. czapki z głów!

  4. Zen pisze:

    Się działo!

  5. Irena Szewińska pisze:

    Dobry gig był, nie ma co!

  6. Don Kozi pisze:

    Pełna zgoda z Michałem. Gdybym oceniał występ po szale wywołanym u publiki to 10 punktów w skali 7 punktowej. Miałem wrażenie, że dla AU ilość osób nie ma znaczenia, czy Wembley czy dwóch znajomków, przypuszczam, że zaangażowaliby się tak samo. No i publika też pokazała, takie reakcje w krakowskich warunkach to właściwie sensacja. A muzycznie? Petarda!