Ministry – Psalm 69
Michał Wojtas|January 4, 2009|płyty|
Album, który dał Ministry miejsce w historii rocka i najbardziej chyba znany industrial metalowy, jaki został wydany. Jednocześnie bardzo ostry i mający swój własny niepowtarzalny klimat. Jeśli wierzyć muzykom generacji, która odnosiła sukcesy w drugiej połowie lat 90, niewielu jest takich, którzy nie usłyszeli przynajmniej części tego najbardziej znanego dzieła Ministry.
Płyta zaczyna się od bardzo mocnego uderzenia – „N.W.O.” – kawałka, którym Jourgensen wypowiedział swoją prywatną wojnę prezydentowi Bushowi, który właśnie wysłał wojska nad Zatokę Perską, by bronić nowego porządku światowego. Zresztą w tle słychać samego Teksańczyka, który o tym mówi. Kolejny utwór nie ma już przesłania politycznego. Jourgensen podejmuje raczej bardzo osobisty temat, czyli uzależnienie od narkotyków, z którym walczy (?) przez całe swoje dorosłe życie. W tle słychać Budda Dwyera, najbardziej znanego telewizyjnego samobójcę na świecie (Steve Albini poświęcił mu nawet singla z jedynego albumu Rapemana), a w teledysku jeden z najbardziej znanych beatników William Borroughs strzela do gipsowych płytek. Kawałek kończy się prostym, ale bardzo smakowitym riffem i przyspieszeniem.
Daleko mu jednak do szybkości kolejnego utworu, „TV II”. Zarówno gitara jak i perkusja (jedyne instrumenty) chodzą tak szybko, że do czasu poznania niektórych zespołów blackowych zastanawiałem się, czy w ogóle da się szybciej. W tle słychać, zdaje się, piłę łańcuchową i to całkiem niezły symbol tego kawałka. Kolejny opowiada o ciężkiej doli żołnierza (w domyśle amerykańskiego walczącego w dalekim Iraku), który jest tylko pionkiem w rękach złego urzędującego w Białym Domu., który nigdy nie będzie się troszczył o to, ilu wejdzie na minę, a ilu zostanie zbombardowanych przez własne lotnictwo. W sumie sama prawda….
Po „Hero” nadchodzi czas na najbardziej znany kawałek Ministry czyli „Jesus Built my Hotrod”. Na wokalu Gibby Haynes z punkowo-happeningowego zespołu Butthole Surfers. Refren jest złożony ze słów, które nie mają żadnego znaczenia, zresztą nie o tekst tu chodzi, a o rytm i gitary gnające do przodu jak lokomotywy. Kolejne cztery kompozycje są już znacznie spokojniejsze, co nie znaczy że gorsze.
„Scarecrow” spokojnie można uznać za najlepszy kawałek na płycie. Bardzo różni się od wcześniejszych. Tutaj ostre gitary nie grają głównych partii, atmosferę budują raczej sample. „Corrosion” to już industrialowe pandemonium. Mimo że początkowe utwory na tej płycie znacznie różnią się od tych na jej końcu, brzmi bardzo spójnie. Dzięki temu jako jedyny album Ministry „Psalm 69” doczekał się statusu platynowego.