Kings of Convenience – Declaration of Dependence

|December 16, 2009|płyty|1

Ja bym zmienił nazwę. Na przykład: Królowie Cnót. Erlend Øye wykazuje się godną podziwu pracowitością nagrywając w jednym roku dwie dobre płyty. Jedną ze swoim groźnie jak na Berlin brzmiącym: The Whitest Boy Alive. Drugą ze starym koleżką poznanym w wieku pierwszych rozkmin: Eirikiem Bøe. O dalszych cnotach niżej. 

W przeciwieństwie do poprzedniej płyty („Riot on an empty street”) nowa, zaskoczyła mnie skromniejszym instrumentarium. Pomyślałem – obrazek na okładce nie kłamał: letni wieczór, szachy… Po pierwszym pobieżnym przesłuchaniu poczułem, że została mi udzielona lekcja cierpliwości. Chcesz mnie całą – to zamocz sobie paluszki w każdej z kompozycji, a nie wal na skróty chłopie. Norwedzy! Dziękuje Wam za tą życiową lekcję.

Mimo, iż pozbawiona skoczniejszych kawałków jak choćby „I’d Rather Dance With You” z poprzedniego krążka, “Declaration…” okazuje się być równie dobra, co poprzedni krążek, a pod paroma względami – także ciekawsza. Osobliwa i beztroska barwa głosu Erlenda, w duecie z Bøe, przy dobrze rozumianej subtelności kompozycji brzmi idealnie. No i te gitary; zdarzali się już Skandynawowie z czarnymi lokami, którzy przypomnieli dlaczego w podstawówce gwarantem wianuszka koleżanek wokół siebie było ciupnięcie paru akordów na drewnianym pudle ze strunami.

Gitary są szarą eminencją tej płyty – emanując mieszaniną swobody i dobrze rozumianego emocjonalizmu tworząc niezykle miły dla ucha szkic, który obaj panowie zabarwiają tekstem. A dla tych, którzy kojarzą norwegów z paru klipów gdzie w licealnej grzywce, wśród zieleni sadów skaczą wokół fortepianu wprawiając w lekkie zakłopotanie odnośnie tego czy mają dziewczyny czy siebie, niektóre utwory jak np. “Me In You” – wprawią w szampański nastrój.

1 Comment do tego wpisu:

  1. Reporter Seweryn pisze:

    Fajna płyta na towarzyskie spotkanie. W duecie.