NIEZALEŻNI – Trójmiejska alternatywna scena 1980-1989 (odc. 3)
admin|March 4, 2010|Historie z tapczanu, muzyka|
MANTRA BEAT to była kapela Hrabiego, legendy trójmiejskiego podziemia muzycznego. Zespół grał ciepłą, transową muzykę, w której czuło się falowanie morza. Swoistym manifestem skierowanym w publikę był fragment buntowniczego tekstu, śpiewanego łagodnie, bez agresji i na pełnym ‘haju’: „Znudziła się nam depresja – nigdy więcej paranoi. Kto lubi, niech się straszy, lecz niech nikt się nie boi.”
BÓM WAKACJE W RZYMIE to przede wszystkim trzy, młodziutkie (17-letnie), śpiewające dziewczyny: Kasia, Ania (jednocześnie grająca na flecie) i Jowita (jednocześnie grająca na klawiszach) oraz Robert Siwy na basie (który uciekł później do Szwecji) i Wanat na perkusji (wkrótce dołączył do APTEKI). Muzyka totalnie zmienna i nie do opisania… Dla nich, jak twierdzili, to co opisywała muzyka, było zawsze bliższe prawdy. Po rozpadzie zespołu, dziewczyny dobrały sobie jeszcze Majkę i założyły, pierwszy w ówczesnej Polsce, żeński zespół OCZI CZIORNE. REGAŁ to oczywiście reggae w warstwie rytmicznej, pomieszane jednak ciekawie z muzyką afrykańską i jazzem. Do tego flet Mikołaja Trzaski. Bardzo nowatorska, oryginalna mieszanka. JOANNA DEAD to ostatnia wersja DEADLOCKA, ale już po tragicznej śmierci Rudego Maćka (spadł z ‘Falowca’). Na gitarach grali: Siemak (który potem grał w SZELEŚCIE SPADAJĄCYCH PAPIERKÓW) i (wspomniany już wcześniej) Cent, który zastąpił Maćka (Rudego) – również na wokalu. Na saksofonie grał Siwy, który później dołączył do SZELESTU SPADAJĄCYCH PAPIERKÓW).
Jednym z ważniejszych utworów wykonywanych przez JOANNĘ DEAD był buntowniczy (czy, jak się wtedy mówiło – wywrotowy) „Fri” ze swoistym mottem Brechta – „Jeśli jutro miałoby być takie jak dziś, jesteśmy zgubieni.” Cent śpiewał tam wtedy: „Wybiła godzina – wielka chwila. Czas zaczynać, coś zaczynać. Och, starczy morderstw. Och, więcej światła, więcej powietrza, trochę prawdy i trochę ciepła.” PANCERNE ROWERY znajdowały się wtedy w szczytowym okresie industrialnej awangardy. Obok klasycznie rockowych instrumentów (jak gitary elektryczne, czy perkusja), zespół używał klasycznie nierockowych (jak fortepian, ksylofon, wiolonczela, saksofon, trąbka, waltornia, czy flet) oraz taśm z mechanicznymi rytmami. Eksperymentował wtedy dźwiękowo z zespołem Darek, student Akademii Muzycznej w Gdańsku i śpiewała absolutnie (i cudownie) szalona Malwina. Wśród ‘industrialnych’ utworów, była „Biała Afryka” (z prowokacyjnymi cytatami z „Manifestu Komunistycznego” Karola Marksa, które wyjaśniały, jak zostaliśmy niewolnikami przemysłowej maszyny).
DZIECI KAPITANA KLOSSA to sopocka, punkowa grupa gitarzysty i wokalisty Olafa, ze wspomnianą już Lidką na perkusji. Olaf w jednym z wywiadów stwierdził, że najlepszym stylem do wyrażenia ich buntu był punk. „Wszyscy byliśmy maksymalnie zbuntowani, a ciężko jest śpiewać ballady o tym, że jest się zbuntowanym. Najprościej było to wykrzyczeć i zdaje mi się, że najbardziej adekwatnym środkiem wyrazu tego buntu jest krzyk i głośne granie. Niekoniecznie właśnie uładnione. Wręcz przeciwnie, ubrzydzone na maksa.” Mimo, że już wkrótce, ich utwór „Pieśń o bohaterze”, sławiący dokonania filmowego super-szpiega Hansa Klossa, zajmował pierwsze miejsce na liście przebojów Rozgłośni Harcerskiej (Polskiego Radia), najlepszym ich kawałkiem (jak sądzę) była „Sopocka plaża”, wyrażający bunt przeciwko zbrodniczemu zatruwaniu ściekami Zatoki Gdańskiej.
BIELIZNA GOERINGA, z nazwy której z czasem odpadła druga część, wskutek zbytniej i niezbyt pożądanej przez zespół, poufałości ze strony załóg skórzanych głów (czyli skinheadów) to kapela, której wokalista (i frontman) Jarek, o pseudonimie Inżynier, w sposób fantastycznie naturalny, prosty i komunikatywny, opowiadał o codziennej, zwykłej (a jednocześnie tak wariacko niezwykłej) rzeczywistości. W prostej, rytmicznej muzyce, wyczuwało się bałkańskie nuty jugosłowiańskiej nowej fali. BIELIZNA była (jest i będzie) jednym z najlepszych w tych czasach przykładów wnikliwej, mądrej i zaangażowanej poezji (rockendrolowo) śpiewanej. APTEKA (czyli inaczej DRUGSTORE) założona w 1983 roku przez Kodyma, po odejściu z PANCERNYCH ROWERÓW, poleciała w stronę improwizowanej, transowej muzyki gitarowej. Na basie grał Błasiu, a na perkusji już wkrótce zaczął fajnie pukać Wanat. Ducha tamtych czasów świetnie oddał tekst utworu „Rebelia”: „Wszyscy idziemy, ciągle do przodu, bo wszystko w koło, wiecznie zmienia się. Ci, co zostali – nie ma już ich między nami… My niezależni, niezależni.” MEVA, to chłodna Nowa Fala, podobna do późniejszych produkcji U2. LOS PIRANAS DEL BALTICO to była kolejna beatnicka kapela Hessego, po KREDKACH i POLISH CHAM. Lecieli wesołego rock’n’rolla, a Hesse grał na gitarze i śpiewał, głównie po angielsku. Chyba ich jedyny polski tekst, to była stara piosenka o Bikiniarzach (czyli polskich Beatnikach z lat 50tych), która w swej prostocie pokazywała, że w tym państwie czas się zatrzymał (czyli inaczej – w ogóle nie podążał ku przyszłości): „Bikiniarze, to są ludzie tacy, co chromolą dyscyplinę pracy. Ludowa władza do pierdla ich wsadza, a oni śpiewają. La la la…”
Kiedyś, podczas bikiniarskich koncertów, nad głowami publiki fruwały marynary – teraz wyrastał las magnetofonów kasetowych. W ten sposób publiczność rekompensowała sobie brak takiej niezależnej muzyki w sklepach i w radiu. Nagania te, choć fatalnej jakości, krążyły później po całym kraju, przegrywane z kasety na kasetę. Dziś można znaleźć sporo tej niezależnej kasetowej polskiej muzyki w Internecie. Z braku nagrań studyjnych i wydań płytowych stanowi ona jedyny i autentyczny zapis polskiej, niezależnej, podziemnej muzyki lat 80tych. Najpiękniejszy dla mnie jest fakt, że ta muzyka nigdy nie stała się towarem, produkowanym i sprzedawanym przez spragnionych zysku biznesmenów, a zespoły zawsze miały kontrolę nad ‘emisją’ swojej sztuki.
Roman Sebastyński
January 28th, 2014 at 7:42 pm
Umarł Pasti- Jarek Winiecki kiedyś Mantra Beat i Call System. Udostępniony link na moim fb