Deerhoof w Powiększeniu i RE
Michał Wojtas|April 16, 2010|koncerty|
Na dwóch koncertach w Polsce będzie gościł 20 i 21 kwietnia zespół, w którego muzyce można znaleźć prawie wszystko. Są tam: awangarda, szaleństwo, elektronika, fantastyczne gitary, dziecięce gaworzenie, walenie w perkusję, j-pop, avant-pop i pandy. W Warszawie i Krakowie zagra Deerhoof – ekstraklasa kalifornijskiego eklektyzmu.
Wszyscy zainteresowani po raz ostatni mieli szansę zobaczyć na scenie Satomi Matsuzaki, Grega Sauniera, Johna Dietricha i Eda Rodrigueza w grudniu 2008 w katowickim klubie Hipnoza. Zagrali tam wtedy z Emiterem, Kristen i Contemporary Noise Quintet i powiedli publiczność w tan składający się z podskoków, skłonów, czy czego kto chciał. Od tego czasu kwartet z San Francisco przejechał pół świata grając na festiwalach i w małych klubach, ale nie wydał kolejnej płyty. Zanosi się na nią już niedługo – bo latem Deerhoof kończy kolejną wycieczkę dookoła świata i pewnie skoncentruje się na pisaniu i nagrywaniu.
Trudno będzie, trzeba przyznać, zadziwić słuchaczy po raz kolejny. Na poprzednich albumach można usłyszeć piosenki często bez określonej struktury, często bez wokalu, często doprawione słodziutkim głosem Satomi. Jak sugerują okładki, jest to muzyczny dadaizm, który nie siedzi jednak cichutko w swojej niszy – dociera do kolejnych ludzi i wpada im do głów, siejąc spustoszenie. Można tej muzyki tylko słuchać, można sobie podśpiewywać i niekoniecznie trzeba do tego znać japoński – bo są też piosenki z nieskomplikowanym angielskim tekstem – jak na przykład “Panda…”. Innych nie da się powtórzyć (“Dummy Discards a Heart”), a na pewno nie da się zrozumieć ich tekstów. Można je jednak wymyślić…
Deerhoof, sam zrodzony w procesie spontanicznego mieszania gatunków, osobowości i wpływu różnych artystów, sam od początku wieku mocno wpływa na amerykańską scenę muzyczną. Jest jednym z pierwszych, którym udało się przebić z tak oryginalnym połączeniem różnych dźwięków – nawet jeśli w stronę dekonstruktywizmu idą tacy znani jak Beck Hansen. Zresztą, muzycy tego zespołu dopiero po “Apple O” porzucili przyziemne prace w redakcjach i barach, by poświęcić się całkowicie graniu. W rezultacie powstały cztery kolejne albumy, które teraz może nikogo nie szokują, ale definiują styl zespołu, który, kto wie, może zostanie zapamiętany jako jeden z najciekawszych eksperymentalnych gitarowo-elektronicznych projektów dekady.
Można by kontynuować tak dalej, ale warto poruszyć jeszcze jeden temat: Deerhoof na scenie. Jeśli oni nie potrafią wykrzesać z Ciebie entuzjazmu, nikt nie zdoła. Wykształcony kompozytor Saunier zmienia się w czasie koncertu w dzikie zwierzątko budujące tory, po których jadą dwie gitary Rodrigueza i Dietricha. Bas czasem wychodzi na pierwszy plan i podskakuje z doczepioną wokalistką, która wyśpiewuje swoje bajeczki słodkim sopranem. Do zobaczenia są tańce, być może także maskarada, a poza tym – pokaz umiejętności gitarzystów i świetnego dopasowania ich brzmień. Do zaproszenia warto dodać jeszcze kilka występów na żywo i to, że w Warszawie zagra też Kristen. Deerhoof czeka na Was we wtorek i środę.
20.04.2010
Klub Powiększenie
ul. Nowy Świat 27
21.04.2010
Klub RE
ul. Mikołajska 5, Kraków
Tears and Music of Love
+81
Dummy Discards a Heart
Perfect Me, Snoopy Waves, Fresh Born
April 22nd, 2010 at 12:04 am
Się działo!!
April 22nd, 2010 at 8:32 am
Ale to było dobre!!!
April 22nd, 2010 at 10:10 am
Wiedziałem, że coś będzie!
April 22nd, 2010 at 2:05 pm
Jeb!