This Heat – punkowe oszustwo

|August 20, 2010|muzyka|4

This Heat to w najlepszym wypadku zespół kompletnie zapomniany. Realnie to dla większości pewnie twór zupełnie nie znany. No tak,  nie dorobili się przecież żadnego przeboju, który by nas bezboleśnie atakował z radia pełnego przebojów, z mniej lub bardziej szlachetnego stopu. Dlaczego więc się tak na nich uparłem?

Nie wzbudzili żadnych pozamuzycznych kontrowersji. Nikt też nie umarł w czasie, gdy zespół był aktywny. Tych trzech facetów podczas swojej skromniutkiej kariery pod szyldem This Heat wydało raptem dwie płyty, nie licząc pośmiertnych wydawnictw. Pierwsza z nich (“This Heat”) to surowy dźwiękowy manifest, ale i mniej zjadliwe wydawnictwo stające mi w gardle za każdym kolejnym podejściem. Druga – “Deceit” to już najbardziej wizjonerska płyta całej dekady z ósemką z przodu w XX wieku. Wizjonerska, ale i będąca inspiracją dla wszystkich słusznych i bardziej tych bękarcich odmian rock’a, choć i szeroko zakrojonej muzyki “rozrywkowej”.

Grupa zawiązała się w 1975 roku czyli w okresie chwały rocka progresywnego, ale i tuż przed punkową ekspolozją. Jakie to znaczenie? Wydaje się fundamentalne dla odjechanej propozycji oferowanej przez tercet Brytyjczyków: Charlesa Hayward’a – kolaborującego również z grupą Gong, Charlesa Bullen’a, Garetha Wiliams’a. This Heat to szalony amalgamat zarówno wpływów jak i inspiracji, a skoro moda na “eighties” trwa w najlepsze, grzechem najcięższym byłoby o nich nie wspomnieć na tapczanie, gdzie z modą i trendami zawsze przecież jesteśmy na czasie.

This Heat zafascynowani wyczynami niemieckich krautrockowców sami budują niecodzienny arsenał dźwiękowy. Gitary, bębny czy klawisze to jeszcze standard. Jednak klarnet i zamiłowanie do manipulacji taśmą w studiu czynią ich na wstępie zespołem uciekającym od głównego nurtu. “Deceit” czyli drugi album to już spójne, można rzec – kompletne dzieło. Praktycznie każdy z utworów tam zamieszczonych, a jest ich jedenaście, mógłby być stylistycznym protoplastem dla wielu innych gatunków. Gęste, skomplikowane, pełne dziwnych i niepokojących dźwięków .

Równie niecodzienna okładka to intrygujący fotomontaż sklejony z nuklearnych grzybków, jądrowych arsenałów i zdjęć… Reagana, Chruszczowa i Breżniewa! “Deceit” nie jest bowiem sztuką dla sztuki. Jakby to dziwnie nie zabrzmiało, to szalone czasy zagrożenia atomowego zrobiły wiele do nagrania właśnie takiego dzieła.

“Deceit” to himalaje niepokoju. Genialne teksty, które są niezwykle ważnym elementem albumu tylko podkręcają tajemniczą aurę roztoczoną przez burzę dźwięków. Mimo upływu lat zarówno muzyka, ale i właśnie teksty są zadziwiająco aktualne. Przecież “Sleep” czy “Shrinkwrap” to precyzyjnie wymierzone ciosy w kulturę konsumpcyjną,  “SPQR” strach przed światową kontrolą z odwołaniami do… Cesartwa Rzymskiego. Powalający “A New Kind Of Water” – według opinii wielu – najlepszy utwór This Heat – to z kolei proroctwo pełną gębą. Takie, że bywa i pięknie i przerażająco. Pełno też tu odwołań do Biblii, ale i do antyku, a ostatni na płycie, “Hi Baku Sho” (Suffer Bomb Disease) został poświęcony tym, którzy przeżyli nuklearną eksplozję w Hiroszimie. To jednak ponura wizja pełna bełkotów, szmerów nie pozostawiająca jakiejkolwiek nadziei. Płyta tak genialna, że… nie do opisania.

Już w roku 1982 This Heat było martwe. Jak zwykle bywa w takich przypadkach, zadecydowała niemożność znaleziena wspólnej drogi rozwoju zespołu. Gareth Williams wyjechał studiować do Indii, ale mimo to zespół próbował jeszcze funkcjonować. Skutek jednak tego był mizerny. Charles Hayward natomiast jest wciąż aktywnym i wciąż poszukującym muzykiem. “Deceit” zostało co prawda wznowione w 2001 roku, ale i tak cieszy się dzisiaj sławą białego kruka.

Nic bardziej słusznego w stwierdzeniu iż grupa jest brakującym ogniwem między progresywnym rockiem a post-punkowymi wariacjami. Słuchając jednak ich genialnego “Deceit” bliższa racji wydaje się pitchfork’owa “Madame” – Dominique Leone pisząc iż “Deceit”, to najbardziej kreatywna forma punkowego protestu. Aha, ale zaraz, kreatywny punk? No właśnie, przecież “Deceit” oznacza oszustwo.

4 Comments do tego wpisu:

  1. michal pisze:

    followers [wg allmusic]: the fall, a certain ratio, ulan bator, tortoise, shellac, add n to x, liars, these are powers.

    żyła złota, panie.

  2. Bartosz Leśniewski pisze:

    Ciekawy tekst. Ostatnio niezależnie od tapczanu zderzyłem się z tym zespołem i właśnie z tym albumem. Niemniej jednak płytę można bez problemu kupić, od wczoraj stoi na mojej półce. A nie płaciłem wcale aż tak wiele.

  3. Bartosz Leśniewski pisze:

    No właśnie, a co z Pop Group i ich płytą “Y”? 🙂

  4. Łukasz Lembas pisze:

    Tak, Pop Group też należy pokłony oddać, a w przypływie wolnego czasu może i skrobnąć kilka zdań.

    Pozdrawiam