Zło

|January 12, 2010|film|5

Ten film boli. Ból zadawany widzowi obrazem jest jeszcze większy niż w słynnym już ‘Weselu’, bo obok hektolitrów wódki, potu, łez i błota mamy jeszcze krew. Ale może najbardziej boli to, iż Smarzowski po raz kolejny bezlitośnie obnaża naszą polskość.

Akcja, osadzona na początku lat osiemdziesiątych, toczy się w zabitej dechami wiosce w Bieszczadach, gdzie lokalny oddział milicji obywatelskiej prowadzi śledztwo w sprawie mrocznych zdarzeń, jakie miały tam miejsce kilka lat wcześniej. Prowadzący śledztwo porucznik Mróz z każdą minutą traci wiarę w jej powodzenie, będąc wciąganym w układ intryg i politycznych gier prowadzonych przez przełożonych. Sceny śledztwa przeplatane są historią pewnej deszczowej nocy i przypadkowego spotkania nowozatrudnionego zootechnika z pobliskiego PGR’u – z mieszkającym w skromnym gospodarstwie małżeństwem Dziabasów. Deszczowa noc i TPG (Tradycyjna Polska Gościnność) kończy się popijawą, zawarciem przyjaźni, wspólnymi planami i… (zapraszam do kina) finalnym dramatem.

Kompozycja scenariusza to popis kunsztu Smarzowskiego. Płynnie rośnie napięcie, pomimo rozdwojenia fabuły na toczącą się aktualnie wizję lokalną, oraz dramatyczne zdarzenia sprzed kliku lat, połączone wspólnym mianownikiem alkoholowej libacji. Z każdym łykiem wódki akcja nabiera rozpędu, a bohaterom sytuacja wymyka się spod kontroli, prowadząc w obu przypadkach do tragedii. Znakomicie poukładany scenariusz i świetna gra aktorów (Marian Dziędziel, Arkadiusz Jakubik, Bartłomiej Topa) to tylko część atutów filmu. Dla mnie tym najważniejszym jest jednak ukazany w naturalistyczny sposób  klimat beznadziei PRL’u. Realiów, które człowieka zredukowały do rangi zapijaczonego tworu, prowadząc do finalnej katastrofy. Czasów przepełnionych pajęczynami układów, kombinacji, donosów, cwaniakowania, w których tkwienie lub nie i tak nie dawało spokoju. Ten film to studium zła, które przy sprzyjających warunkach dochodzi do głosu.

Przyczepić się mogę jedynie do montażu dźwięku w filmie. Wiele dialogów gdzieś umyka, zlewając się z odgłosami tła. Fakt, że ledwo trzymające się i zalane w trupa postacie głównie bełkoczą, na pewno postawił realizatorom poprzeczkę dość wysoko, ale od produkcji tej klasy można wymagać więcej. Na plus za to zapisuję niepokojącą muzykę Mikołaja Trzaski.

‘Dom Zły’ to tzw. film ambitny i pewne jest, że nie trafi do przeciętnego Kowalskiego. Film raczej nie jest też w guście wszystkich fanów wspominanego wielokrotnie ‘Wesela’, choćby z samego faktu różnicy gatunkowej. Ale warto zmierzyć się z tym kinem, by się przekonać, że da się zrobić film o ‘Tamtych Czasach’ nie jako dokument historyczny, a poprostu dreszczowiec. Bez zbędnego patosu.

5 Comments do tego wpisu:

  1. lolek pisze:

    nie piszecie troche zbyt pozno o tym filmie???

  2. smoua pisze:

    nadrabiamy jedynie zeszłoroczne zaległości

  3. v pisze:

    boli, boli

  4. jidoasjdoa pisze:

    wiecie może po ile bilety na japandroids w re?

  5. wujek pisze:

    Lolku, ten blog to nie dziennik z aktualnościami filmowymi. Jak zobaczę info o “Yankee Doodle Dandy” z 1942 to i tak nie będzie na to zbyt późno.